Moje uszy mają się jakby ciut lepiej, a mój poprzedni wpis to było nie tylko narzekanie, ale także a means to an end (środek do celu). Przykład służący ilustracji szerszej tezy.
Nie po raz pierwszy, jak w przypadku moich dysfunkcyjnych trąbek słuchowych, spędziłam godziny poszukując informacji w internecie. Rzecz w tym, że zawsze rozkład tego czasu wygląda tak: 10% strony polskie, 90% strony angielskie. Dlaczego? Niestety, sad but true, treści dostarczane przez polskie strony są bardzo ubogie. W zasadzie po przeglądnięciu kilku źródeł odnosi się wrażenie, że jest to mniej więcej ta sana treść, ten san content, powielany w nieskończoność. Dlaczego tak się dzieje? No oczywiście jesteśmy spóźnieni w sensie ogólnej cyfryzacji, ale tak naprawdę bezpośrednim problem, jak zawsze i wszędzie, są pieniądze. Polskie media i instytucje nie mają po prostu środków, aby zlecić napisanie dobrego tekstu. W przypadku stron po angielsku mamy do dyspozycji ogromną bibliotekę informacji udostępnianą bardzo często przez instytucje publiczne, fundacje, które po prostu mają środki na to, że zapłacić za dobry content (nie wchodzę w dość oczywistą sprawę, że trzeba korzystać z poważnych stron a nie głupot albo kampanii reklamowych, dla mnie co jest czym jest oczywiste). Owszem, za dostęp do wielu tekstów trzeba płacić, ale równocześnie mamy do dyspozycji ogromną ilość darmowych materiałów.
Jeśli chodzi o ludzkie problemy zdrowotne, w polskim internecie można jeszcze coś znaleźć. Jeśli chodzi o weterynarię wygląda to naprawdę marnie. Za każdym razem, jeśli poszukiwałam informacji o kocich przypadłościach, korzystałam wyłącznie ze źródeł anglojęzycznych. W polskim internecie było tyle co nic, albo powielane pustosłowie. W ten sposób również rozwiązałam wiele innych moich problemów, na przykład z komputerem, drukarką i innym sprzętem. W tym przypadku fora internetowe okazują się nieocenionym źródłem, ponieważ od ludzi można dowiedzieć się naprawdę wszystkiego. Co więcej, ile razy sprawdzam coś w Wikipedii, wchodzę na strony angielskie, bo polskie bardzo często oferują treść niekompletną, ubogą, albo w ogóle nie ma takiego hasła. Inna sprawa to youtube i tutoriale, które można tam znaleźć praktycznie na każdy temat. Ile razy nie mogłam sobie poradzić z instalacją czegoś albo np na początku z blogiem z - zawsze youtube pomogło, ale po angielsku.
I o tym jest dzisiejszy filmik Valdimira. Vladimir mówi: angielski to nie hobby. Angielski to konieczność, jeśli chcesz korzystać z dobrej jakości informacji. Szczególnie polecam tą część filmu, gdzie Vladimir dokonuje porównania zasobów internetowych w różnych językach, w tym jego ojczystym, bułgarskim. Jest tam też polski. Warto to przemyśleć. Liczby mówią same za siebie. Vladimir mówi: jeśli chcesz się nauczyć angielskiego, zmień podejście. Angielski to nie przedmiot szkolny, nie działalność hobbistyczna, ani przymus. To narzędzie, które otwiera przed tobą świat.
Inna sprawa, że trzeba mieć w sobie ciekawość poznawczą i potrzebę wiedzy, Szukać, szperać, przedzierać się przez dziesiątki stron. Sprawdzać słówka, kombinować, domyślać się. Jeśli nie masz w sobie tej pasji - twój angielski zatrzyma się na poziomie szkolnym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz