sobota, 1 września 2018

Pierwszy września - koniec wakacji, czas pomyśleć o nauce języka, ale... znowu?

Początek września nierozerwalnie łączy się z początkiem roku szkolnego. Nawet jeśli szkołę porzuciliśmy dawno temu, data pierwszy września jakoś tak sprawia, że myślimy ponownie o nauce, w tym o nauce języka. Co prawda, początek roku w szkołach językowych to dopiero październik, ale najbliższe tygodnie zapewne będą dla wielu z was momentem wyboru szkoły, formy nauki (może lekcje), albo okresem zmagania z własną motywacją, żeby nareszcie wziąć się za coś, co jest waszym skrywanym kompleksem. Tym wszystkim, którzy myślą o nauce języka, polecam moje posty dotyczące szkół językowych i wyboru lektora, w których odsłaniam trochę zakulisowej wiedzy o tym, jak działa jedno i drugie, i co należy wiedzieć na wstępie.

Szkoły językowe:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/11/szkoy-jezykowe-czesc-1-lektorzy.html

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/szkoy-jezykowe-czesc-2-grupa.html

Lekcje prywatne:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/jak-wybrac-lektora.html

Dzisiaj jednak nie o tym. Dzisiaj o tym, dlaczego tak wiele osób zniechęca się do nauki, bo nie widzi efektów. Znacie to na pewno sami: angielski w szkole  i na studiach jakoś nie zostawił was ze znajomością języka, tak samo jak i kolejne próby podejmowane w szkołach językowych, łącznie z metodą Callana i może nawet lekcje prywatne okazały się rozczarowujące. Tyle czasu i kasy, a ja dalej nie mówię...


Wtedy szukacie wyjaśnień. Oczywiście źli nauczyciele, beznadziejne kursy, książki przeładowane gramatyką, tematy nie takie... Inni skłonni widzieć problem w sobie i fiksują się na przeświadczeniu, że nie mają zdolności, że to nie dla nich, że języka się nigdy nie nauczą.

Owszem, nie neguję, że złe doświadczenia mogą być frustrujące, ale tak poza tym, mam dla was niewygodną prawdę: nie ma efektów bez ciężkiej pracy.


Bardzo wiele osób, z którymi miałam kontakt, oczekuje, że przychodzenie na lekcje albo na kurs dwa razy w tygodniu powinno sprawić, że będą robić satysfakcjonujące postępy. Nie wiem, być może coś takiego można usłyszeć w charakterze promocji marketingowej w szkole językowej, ale ja zawsze moim prywatnym uczniom na pierwszym spotkaniu mówię: sama lekcja to za mało, poza tym musi być praca w domu, praca i jeszcze raz praca. Codziennie chociaż 30 minut z językiem, cokolwiek to będzie, słuchanie, czytanie, oglądanie, cokolwiek, co cię zainteresuje i zmotywuje.


Ludzie frustrują się również, bo chodzą na zajęcia, uczą się słówek, robią zadanie i jakoś ta płynność czy widoczny postęp nie przychodzi. Ale gdyby tak uczciwie pomyśleli, ile czasu dziennie spędzają z angielskim, odpowiedź nie byłaby imponująca.

W naukę języka trzeba włożyć bardzo wiele własnej pracy i inicjatywy. Inicjatywy, bo ja mogę polecić tą czy tamtą książkę, tutorial, stronę. Ale sami musicie znaleźć coś dla siebie. Dla każdego sprawdzać się będzie co innego. Każdego interesuje co innego, każdy lubi się uczyć inaczej. Dla każdego również ilość potrzebnego czasu będzie różna w zależności od naszych indywidualnych predyspozycji. Ale zawsze będzie to praca. Angielski nie przyjdzie wraz z wciąganym powietrzem, że tak powiem. 

Jeśli brzmię jak staromodny belfer, posłuchajcie Vanessy. A potem Jamesa. Podoba mi się jego porównanie: You want to speak English today? Sorry, it's not going to happen. It's like: do you want a burger? So you need to catch a cow, kill a cow, bring it to a store, grind it up, then put it on the barbecue.











1 komentarz:

  1. Zgadzam się z tym postem w 100%, szkoda że szkoły językowe i nauczyciele tak rzadko to mówią. Ł

    OdpowiedzUsuń