środa, 12 września 2018

5 stereotypów na temat nauki języka

Im dłużej uczę języka, tym bardziej dochodzę do wniosku, że największym problem z angielskim jest to, że ludzie nie umieją się uczyć. Nie rozumieją, na czym polega nauka i jak działa przyswajanie języka. Jeszcze gorzej, przychodzą z całkowicie błędnymi, szkodliwymi nawet, przeświadczeniami na ten temat. Te przeświadczenia, niestety, ktoś im "sprzedał" i wdrukował do głowy - mówię to ze smutkiem - w toku nauki, w szkole, na kursach. Potem jednak są one utrwalane, powielane i kolportowane przez samych uczących się. Są to tak mocno zakorzenione stereotypy, że trudno mi z nimi wygrać. Mogę tłumaczyć i wyjaśniać, proponować inne podejście, z początku  pozytywnie zaskoczeni, ludzie wkrótce wracają do utartych sposobów myślenia.

Co mam na myśli? 

1. Gramatyka, gramatyka, gramatyka. Nie neguję jej wagi, ale powtórka wszystkich czasów na początek - to nie ma najmniejszego sensu. Ćwiczenia gramatyczne nie przyczynią się do tego, jak radzicie sobie z językiem w praktycznych sytuacjach. Gramatyka to narzędzie, ale narzędzie do celu. Tym celem jest mówienie. Praca nad samą gramatyką to jak polerowanie dłuta zanim weźmiecie się do wycinania czegokolwiek.

2. Słówka, słówka, słówka. Listy słówek, fiszki, słowniki tematyczne. No, a potem okazuje się, że w życiu brakuje tych najprostszych słów i czasami trudno zbudować zdanie. Słowa są jak części składowe, z których budujecie całość. Skupianie się na nich to jak zabawa śrubkami kiedy macie coś skręcić. Interesuje was ostatecznie mebel, i jak go poskładać, a nie jego części. Szczególnie, że te wasze śrubki wykute na pamięć okazują się potem nie pasować do niczego, bo takich śrubek używa się rzadko i nie pasują do typowego śrubokrętu.

3. Nauka języka to lekcja, szkoła, nauczyciel, podręcznik, ćwiczenia. Żeby się uczyć, trzeba się zapisać na kurs albo znaleźć wymagającego lektora. Trzeba zainwestować trochę środków. Bo samemu to żadna nauka. Nieprawda. Samemu można bardzo wiele w czasach internetu i mediów interaktywnych. Owszem, łatwiej, jeśli ktoś ukierunkuje, tłumaczy, poprawi, no i dostarczy motywacji do systematycznej pracy. Ale lekcja to nie wszystko. Nawet pięć razy w tygodniu. Ja zwykle od razu wybijam z głowy takie pomysły. Nawet dwa razy w tygodniu niekoniecznie. Zawsze powtarzam, że uczeń odniesie więcej korzyści, jeśli poświęci tą drugą godzinę na naukę w domu. Bo lekcja ani kurs nie nauczy cię języka, jeśli nie włożysz w to samodzielnego wysiłku.

4. Wstydzę się mówić, bo mój angielski jest kiepski, popełniam błędy i nie umiem dokończyć zdania. Obcinam się w towarzystwie i wolę milczeć. Tymczasem w życiu nie ma nic gorszego niż brak komunikacji. Każda komunikacja jest lepsza niż żadna. W realnej sytuacji, w hotelu, na lotnisku ważne jest to, żebyś w jakikolwiek sposób potrafił wytłumaczyć swój problem. Czy ktoś będzie punktował cię za błędy? Wydaje wam się, że wszyscy słyszą te błędy i oceniają. Tymczasem ludzi bardziej interesuje, co mówicie, a nie jak. Koncentrują się na rozumieniu, a nie uchybieniach. Wszyscy popełniamy błędy. Ja też. To normalne.

5. Mój angielski jest za prosty. Używam ciągle tych samych słów. Uczę się skomplikowanych słówek, synonimów, phrasali i idiomów, a potem nie umiem ich użyć. Rzecz w tym, że jedne słowa i zwroty służą do mówienia, a inne do rozumienia tekstu. Język, jakim się mówi, jest prosty. Funkcjonują w min utarte zwroty i wyrażenia. Pewne słowa się powtarzają, bo nazywają rzeczy, które nas otaczają. Powtarzają się także sytuacje. Tak naprawdę ważniejsze jest wiedzieć, co powiedzieć kiedy i jak zareagować naturalnie. Jak ktoś się gdzieś wybiera, powiemy: Have a nice time, a nie Enjoy yourself very well. Może zauważyliście, że w serialach bez przerwy, do znudzenia powtarzają Do you have a moment? albo jeśli ktoś miał wypadek Are you all right? Można pomyśleć, tym scenarzystom chyba płacą dostatecznie dużo, żeby się postarać bardziej. Tylko po co?  Tak się właśnie mówi. Angielski jest prosty i praktyczny, i nie znosi naszego cudowania z synonimami i jakby to powiedzieć inaczej. Jeśli chcecie się pochwalić nowym zakupem, powiedzie: I've bought a new computer, a nie I've purchased a new computer. Fajnie, że znacie to słówko. W kontekście biznesowym jest potrzebne. Ale nie w życiu codziennym. Do you have any beverages? zabrzmi kuriozalnie do znajomego, kiedy chcecie się czegoś napić. Ale warto znać to słowo, bo możecie je zobaczyć w menu w pubie albo restauracji.

Poniżej Julian wyjaśni wam więcej:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz