sobota, 9 grudnia 2017

Wybór lektora - grupy, Skype, częstotliwość lekcji

Wracam do tematu wyboru lektora. 

W wielu ogłoszeniach możecie znaleźć ofertę lekcji w parach albo grupach. Ucz się ze znajomym, albo w grupie 2-3 osobowej, stworzonej przez lektora. Na pierwszy rzut oka wydaje się to wygodnym rozwiązaniem dla obu stron. Ty płacisz mniej, lektor zarabia więcej. Niektórzy lektorzy zapewniają również, że w towarzystwie znajomej osoby przełamiesz szybciej barierę mówienia.

Mogę wam tylko powiedzieć, co ja o tym myślę. To moja osobista opinia. Ja nie tylko nie łączę w grupy, ale wręcz opieram się ofertom takich lekcji. Dla mnie to nie działa. 60 minut nawet dla jednej osoby to nie jest tak dużo. Trzeba sprawdzić zadanie, zrobić coś nowego, no a przede wszystkim i nade wszystko na lekcji musi być czas na swobodną rozmowę. Jeśli ten czas rozkłada się na dwie osoby, jest go dużo mniej. Poza tym zawsze są różne osobowości. Ktoś dominuje, ktoś jest bardziej rozgadany, ktoś pewniejszy siebie albo trochę lepszy.  No i ta osoba mniej pewna może czuć się oceniana, więc moim zdaniem może to tworzyć dodatkową barierę.

Prywatna lekcja to ma być czas dla ciebie. Wyłącznie. To ma być bezpieczna przestrzeń i czas, aby się otworzyć. A do tego lektor musi zbudować więź z uczniem. Sprawić, żeby poczuł się bezpiecznie, nabrał zaufania, poczuł, że jest naprawdę w centrum uwagi i troski. Uczeń na lekcji ze znajomym jest w relacji z nim, a nie z lektorem. Lektor staje się asystentem, a nie partnerem. 

Każdy człowiek jest inny i każdy uczeń wymaga innego podejścia. Każda moja lekcja, nawet z tego samego materiału, wygląda inaczej w zależności od temperamentu, osobowości, tempa nauki i umiejętności ucznia. Temu mają służyć prywatne lekcje - dostosowaniu procesu nauczania do ciebie i twojej niepowtarzalności.

Poza tym pojawiają się problemy bardzo praktyczne. Raz jedna osoba nie ma zadania, raz druga, albo ktoś czegoś nie przygotował. I co z tym robić? Nie sprawdzić zrobionego zadania to jest niedobre i demotywujące na przyszłość. Sprawdzić jedno zadanie - też trochę nie ma sensu, bo drugie będzie trzeba sprawdzić na kolejnej lekcji. Jeszcze gorzej, jeśli raz przychodzi jedna osoba, raz druga. Co w takiej sytuacji robić? Po prostu konwersacje, czy iść z materiałem do przodu? Jak sobie z tym poradzi nieobecny? Jeszcze gorzej, jeśli siedzimy i czekamy, i nie wiemy, czy druga osoba przyjdzie. Jest to strasznie dezorganizujące. W moim przypadku to się tylko sprawdziło kilka razy w przypadku małżeństw albo par mieszkających ze sobą, które faktycznie tworzyły zgrany tandem i troszczyły się o siebie nawzajem (np o podział czasu i przestrzeni, zadania).

Inna sprawa to oferta lekcji przez Skype'a. Brzmi dobrze, bo wydaje się oszczędzać twój czas. Tak, czasami daję lekcję przez Skype'a i dlatego mam z nimi doświadczenie. Ale ich raczej nie lubię i traktuję tylko jako emergency, jeśli ktoś nie może przyjść, albo gdzieś wyjechał. Lekcja na Skypie dla mnie to taki pół-środek. Komunikacja to nie tylko audio, przekaz werbalny, to całe mnóstwo sygnałów pozawerbalnych, spojrzenie, wyraz twarzy, język ciała, gest. W kamerze widać obraz opóźniony, rozmazany, spojrzenie utkwione w ekran. Nie widzę twoich oczu, nie czytam emocji. Jeśli na lekcji zapada cisza, ja widzę, gdzie patrzysz, może na przykład patrzysz na złe ćwiczenie i dlatego nie wiesz, co robić. Na Skype'ie nie wiem, co się dzieje i nie umiem ci pomóc. Nie da się także w czasie realnym zrobić listeningu, nie zatrzymam dla ciebie nagrania i nie puszczę wybranego fragmentu jeszcze raz. Skype to nie jest prawdziwa relacja, to nie jest spotkanie, to nie jest bycie przy tobie. Poza tym - i to potwierdzają moi uczniowie - zupełnie czym innym jest wyjście z domu, zmobilizowanie się, nowe miejsce, nowa sytuacja. 

To dotyczy także lekcji, kiedy lektor przychodzi do domu. Wydaje się wygodniejsze niż dojazd do lektora. Lekcje w domu jednak nie sprzyjają mobilizacji i koncentracji. Nie traktuje się ich dostatecznie poważnie. Tak twierdzą moi uczniowie. Poza tym - piszę to ostrożnie - bo nie chcę generalizować, rynek lekcji jest w tym momencie tak rozwinięty, a zapotrzebowanie na lekcje tak duże, że sensowni lektorzy nie potrzebują uskuteczniać peregrynacji po mieście i tracić czasu w korkach (czasu który mogliby przeznaczyć na kolejną lekcję), ponieważ mają dość lekcji we własnym miejscu. Oczywiście jest to też kwestia indywidualnych warunków mieszkaniowych, z tego powodu zapewne są osoby, które wybierają taki styl pracy. Jeszcze raz podkreślam, że piszę to z rezerwą. Ale jeśli szukasz sensownego lektora, raczej to ty musisz dojechać do niego. Bywają też propozycje lekcji przy kawie w pubie. Szczególnie w przypadku native speakerów, oni mają taki casual style. Znowu nie chcę generalizować, ale chyba sam czujesz, że pub to nie miejsce do nauki i koncentracji.

Jaka częstotliwość lekcji jest optymalna? To pewnie też różnie widzą różni nauczyciele. Dla mnie jest to 60 minut raz w tygodniu. Taki system sprawdza się najlepiej z praktycznych przyczyn. Wszyscy pracujemy i mamy swojej życie, dwa spotkania w tygodniu okazać mogą się za bardzo obciążające. Weź pod uwagę zrobienie zadania i powtórzenie materiału. Naprawdę lepiej, żebyś tę drugą godzinę poświęcił na samodzielną pracę w domu. Lepiej także żebyś się nie zniechęcił po kilku miesiącach, bo czujesz, że nie masz czasu na przyswojenie materiału. W nauce znacznie ważniejsza jest systematyczność niż intensywność. Oczywiście zdarzają się osoby, które chodzą dwa razy w tygodniu i to się dla nich sprawdza. 1,5 godziny? Uważam, że lepiej, żeby lekcja zostawiała cię z pewnym uczuciem niedosytu (moi uczniowie często się dziwią, że już przeszła cała godzina), niż żeby cię nużyła i męczyła. 1,5 h może się jednak sprawdzić w przypadku przygotowania do egzaminu, kiedy uczeń przynosi prace pisemne i dużo czasu schodzi na ich sprawdzanie.

CDN




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz