niedziela, 30 września 2018

Jakie książki wybrać do nauki gramatyki i słownictwa

Pytacie mnie często, z jakich książek korzystać do nauki. Co kupić, z czego uczyć się gramatyki i słownictwa. Porozmawiajmy więc o tym.

Jest kilka "żelaznych" pozycji, uznanych i polecanych. Przede wszystkim gramatyka Murphy'ego, która jest dostępna na trzech różnych poziomach, więc szczególnie polecana dla osób mniej zaawansowanych. Jest też Michael Vince Language Practice, też na różnych poziomach. W przeciwieństwie do Murphy'ego zawiera nie tylko gramatykę, ale i słownictwo. Słownictwo można poszerzać przy pomocy English Vocabulary in Use McCarthy, O'Dell, również różne wydania na różnych poziomach. Dla bardziej zaawansowanych, szczególnie przygotowujących się do egzaminów Cambridge, można polecić Virginia Evans Use of English oraz Advanced Grammar and Vocabulary Mark Skipper.


Ludzie zwykle jednak wolą kupować polskie wydawnictwa. Po pierwsze to kwestia ceny. Wydawnictwa angielskie są dużo droższe. Po drugie jednak ludzi odstręcza fakt, że trzeba przegryźć się przez tłumaczenia po angielsku. O ile z tym pierwszym nie ma co dyskutować, o tyle co do drugiego argumentu, to wcale nie tak. Angielskie wydawnictwa podają gramatykę w pigułce, prosto, jasno i na temat. Polskie wydawnictwa w porównaniu z nimi są przegadane, rozwlekłe i kompletnie niepraktyczne. Zawierają informacje nieprzydatne i wszystko niepotrzebnie komplikują. Zawsze mam przed oczami panią pod tablicą, która dużymi literami dyktuje definicję oczywistości.

Moi uczniowie przynoszą także do pokazania różne polskie samouczki zbierające słownictwo tematyczne. Pytają, co sądzę. Nigdy nie sądzę nic dobrego o wydawnictwach podających polskie tłumaczenia. Bo one są po prostu złe. Nie dlatego, że ktoś je źle zrobił. One z są złe z definicji, bo dają jedno tłumaczenie słowa czy zwrotu, które może mieć wiele znaczeń. Poza tym zbierają całe listy, całe setki słów, czasami bez ich sensownej, praktycznej selekcji... no i jak tu się tego uczyć?

Już lepiej sprawdzają się wydawnictwa składające się z "czytanek" plus małe glossarium pod spodem. Tam przynajmniej jest słownictwo w kontekście.

Poniżej tutorial Jamesa o tym, ja wybrać książkę do nauki. Na jedną rzecz, o której James mówi, chciałam szczególnie zwrócić uwagę. Jest to data pierwszego wydania. Dotyczy to szczególnie polskich wydawnictw. Niestety, czasami są to przedruki pozycji popularnych w latach, dajmy na to, 80tych. Nie tylko przykłady są tematycznie out of date. Ale gramatyka żyje i się zmienia, i to w stronę upraszczania struktur. Nawet egzaminy Cambridge'owskie w tej chwili akceptują w kluczu rzeczy, które 15 lat temu były jeszcze niepoprawne. Wiec zacznijcie od daty wydania, bo nie ma co sobie utrudniać życia. Poza tym klucz, podręcznik bez klucza jest bezużyteczny. Niestety, wydawnictwa zagraniczne bardzo często oferują klucz jako osobną książkę (za kolejne 80 zł).

Tak szczerze mówiąc, ja nie sądzę w ogóle, żeby w dzisiejszych czasach trzeba było coś kupować. Wystarczy poszperać w internecie, jest tyle portali i materiałów za darmo.


sobota, 22 września 2018

Trzy sposoby jak się uczyć phrasali

Phrasali można się uczyć zgrupowanych albo wokół czasownika: get off, get on, get along itd, albo też wokół przyimka, np: give up, break up, end up, clear up  Ten drugi sposób jest o tyle dobry, że uczy nas prawidłowości znaczeniowych związanych z danym przyimkiem. W przykładach powyżej up oznacza całkowite wykonanie czy zakończenie czynności. Przyimek on z kolei oznacza kontynuację: go on, bring on, hold on, keep on. Oczywiście tego typu zasady sprawdzają się w bardzo dużym przybliżeniu, bo na przykład take up oznacza podjęcie jakiejś aktywności. Niemniej jednak intuicyjne rozumienie, co przyimek dodaje do czasownika, pomaga zapamiętać jego znaczenie.

Inny jeszcze sposób, chyba najlepszy, to uczenie się phrasali w kontekście jakiegoś tematu. Niech to będzie na przykład praca. Mamy więc set up (założyć, np firmę), note down (zanotować), run out of (wyczerpać), come up  (wydarzyć się/pojawić niespodziewanie). 

Ale to już wytłumaczy wam Alex w tutorialu poniżej. Oprócz niego Lucy z phrasalami na temat podróży i Emma na temat ubrań. James natomiast zebrał phrasale z przyimkiem down.











czwartek, 20 września 2018

Jak ogarnąć phrasal verbs

Jak ogarnąć phrasal verbs? Phrasali się ogarnąć po prostu nie da, bo są ich tysiące. W dodatku, to samo wyrażenie może mieć wiele różnych znaczeń. Więc zapomnijcie o ambitnym planie: nauczę się wszystkich phrasali z take a w przyszłym tygodniu z get. Tak się nie da. Phrasali trzeba się uczyć po kawałku, w miarę jak pojawiają się w waszym horyzoncie. Trzeba się uczyć tych ważnych, tym którymi się rzeczywiście mówi i które są w praktycznym użyciu. 

Przede wszystkim są to te, których próbują was uczyć podręczniki. Może zauważyliście jednak, że podręczniki zwykle w jednej lekcji "sprzedają" wam zaledwie ich kilka. Bo nie da się spamiętać więcej na raz. Phrasale, co więcej, choć to dotyczy słownictwa w ogóle, muszą funkcjonować w kontekście. Rzeczowniki, przymiotniki, czasowniki można skojarzyć z czymś łatwo: research słyszy się często nawet w polskim, develop można skojarzyć z developerem, retail (handel detaliczny) to tail, czyli ogon, powiększony o re, purchase (nabyć) może się kojarzyć z purchawką, graduate (ukończyć studia) ma coś wspólnego z gradacją, czyli stopniowaniem, a to z kolei przywodzi na myśl stopień naukowy, breath to oddech, bo tak śpiewali The Police (Every Breath You Take). 

Phrasal verbs w tym sensie są nijakie i z niczym się nie kojarzą. Brzmią prawie tak samo: set about albo get round, bring round, set on a może set on. Dlatego: powoli, po kawałku, w kontekście, w miarę występowania. I nie przejmować się tak znowu tymi phrasalami. Bo każdy ma swój odpowiednik. Give out to distribute, turn down - reject, turn up - appear. I jeszcze jedno: phrasale są potoczne. Tak, fajnie nimi mówić. Ale już nie tak fajnie nimi pisać, zwłaszcza oficjalne teksty. W zapytaniu ofertowym będzie lepiej wyglądać encounter niż come across i establish niż set up. Tak samo w eseju na egzaminach Cambridge'owskich, no chyba że piszecie list nieformalny.

 Dzisiaj proponuję spróbować nauczyć się jednej grupy z poniższych:



















niedziela, 16 września 2018

No pain, no gain - Juliana Northbrooka teoria nauki języka

Zamieszczam więcej tutoriali Juliana Northbrooka. Naprawdę warto go posłuchać. To, co odróżnia go od innych nauczycieli na Youtube, to fakt, że jego lekcje nie są poświęcone jakiemuś wycinkowemu tematowi związanemu ze słownictwem, gramatyką, wymową, ale dotyczą nauki jako takiej. Julian tłumaczy, na czym polega nauka języka obcego, a mówi to z własnego doświadczenia. Julian opanował japoński i to w dużej mierzenie dzięki własnej pracy. Ma więc szczególną perspektywę. Perspektywę ucznia, i kogoś, kto proces uczenia się zna z autopsji. To, co mówi Julian, to wiedza, której naprawdę powszechnie brakuje. Bardzo często rozpoczyna od pytania zadanego przez ucznia ucznia. Pytania te prezentują stereotypowe, powszechne przekonania dotyczące nauki. Julian je obala. Ile czasu potrzeba, żeby nauczyć się języka? Zależy od ciebie. Czy można uczyć się samemu? Oczywiście. Czy mogę pracować nad mówieniem, nie mając możliwości rozmawiania po angielsku w życiu codziennym? Możesz. Żeby nauczyć się języka trzeba wyjechać do kraju, gdzie się nim mówi? Niekoniecznie. Najlepiej uczyć się od native'a speakera? Wcale nie. Moje słownictwo jest za proste? Skup się na tym, żeby było użyteczne. Uczę się języka oglądając seriale, czy co ma sens? Niespecjalnie, to nauka na leniucha. Bo Julian podkreśla zawsze i wszędzie jedno: No pain, no gain. Bez włożonego wysiłku, nie ma efektu. Nauka języka to ciężka praca i to praca, której nikt za ciebie nie wykona.

Zachęcam do oglądania i przemyśleń.




























środa, 12 września 2018

5 stereotypów na temat nauki języka

Im dłużej uczę języka, tym bardziej dochodzę do wniosku, że największym problem z angielskim jest to, że ludzie nie umieją się uczyć. Nie rozumieją, na czym polega nauka i jak działa przyswajanie języka. Jeszcze gorzej, przychodzą z całkowicie błędnymi, szkodliwymi nawet, przeświadczeniami na ten temat. Te przeświadczenia, niestety, ktoś im "sprzedał" i wdrukował do głowy - mówię to ze smutkiem - w toku nauki, w szkole, na kursach. Potem jednak są one utrwalane, powielane i kolportowane przez samych uczących się. Są to tak mocno zakorzenione stereotypy, że trudno mi z nimi wygrać. Mogę tłumaczyć i wyjaśniać, proponować inne podejście, z początku  pozytywnie zaskoczeni, ludzie wkrótce wracają do utartych sposobów myślenia.

Co mam na myśli? 

1. Gramatyka, gramatyka, gramatyka. Nie neguję jej wagi, ale powtórka wszystkich czasów na początek - to nie ma najmniejszego sensu. Ćwiczenia gramatyczne nie przyczynią się do tego, jak radzicie sobie z językiem w praktycznych sytuacjach. Gramatyka to narzędzie, ale narzędzie do celu. Tym celem jest mówienie. Praca nad samą gramatyką to jak polerowanie dłuta zanim weźmiecie się do wycinania czegokolwiek.

2. Słówka, słówka, słówka. Listy słówek, fiszki, słowniki tematyczne. No, a potem okazuje się, że w życiu brakuje tych najprostszych słów i czasami trudno zbudować zdanie. Słowa są jak części składowe, z których budujecie całość. Skupianie się na nich to jak zabawa śrubkami kiedy macie coś skręcić. Interesuje was ostatecznie mebel, i jak go poskładać, a nie jego części. Szczególnie, że te wasze śrubki wykute na pamięć okazują się potem nie pasować do niczego, bo takich śrubek używa się rzadko i nie pasują do typowego śrubokrętu.

3. Nauka języka to lekcja, szkoła, nauczyciel, podręcznik, ćwiczenia. Żeby się uczyć, trzeba się zapisać na kurs albo znaleźć wymagającego lektora. Trzeba zainwestować trochę środków. Bo samemu to żadna nauka. Nieprawda. Samemu można bardzo wiele w czasach internetu i mediów interaktywnych. Owszem, łatwiej, jeśli ktoś ukierunkuje, tłumaczy, poprawi, no i dostarczy motywacji do systematycznej pracy. Ale lekcja to nie wszystko. Nawet pięć razy w tygodniu. Ja zwykle od razu wybijam z głowy takie pomysły. Nawet dwa razy w tygodniu niekoniecznie. Zawsze powtarzam, że uczeń odniesie więcej korzyści, jeśli poświęci tą drugą godzinę na naukę w domu. Bo lekcja ani kurs nie nauczy cię języka, jeśli nie włożysz w to samodzielnego wysiłku.

4. Wstydzę się mówić, bo mój angielski jest kiepski, popełniam błędy i nie umiem dokończyć zdania. Obcinam się w towarzystwie i wolę milczeć. Tymczasem w życiu nie ma nic gorszego niż brak komunikacji. Każda komunikacja jest lepsza niż żadna. W realnej sytuacji, w hotelu, na lotnisku ważne jest to, żebyś w jakikolwiek sposób potrafił wytłumaczyć swój problem. Czy ktoś będzie punktował cię za błędy? Wydaje wam się, że wszyscy słyszą te błędy i oceniają. Tymczasem ludzi bardziej interesuje, co mówicie, a nie jak. Koncentrują się na rozumieniu, a nie uchybieniach. Wszyscy popełniamy błędy. Ja też. To normalne.

5. Mój angielski jest za prosty. Używam ciągle tych samych słów. Uczę się skomplikowanych słówek, synonimów, phrasali i idiomów, a potem nie umiem ich użyć. Rzecz w tym, że jedne słowa i zwroty służą do mówienia, a inne do rozumienia tekstu. Język, jakim się mówi, jest prosty. Funkcjonują w min utarte zwroty i wyrażenia. Pewne słowa się powtarzają, bo nazywają rzeczy, które nas otaczają. Powtarzają się także sytuacje. Tak naprawdę ważniejsze jest wiedzieć, co powiedzieć kiedy i jak zareagować naturalnie. Jak ktoś się gdzieś wybiera, powiemy: Have a nice time, a nie Enjoy yourself very well. Może zauważyliście, że w serialach bez przerwy, do znudzenia powtarzają Do you have a moment? albo jeśli ktoś miał wypadek Are you all right? Można pomyśleć, tym scenarzystom chyba płacą dostatecznie dużo, żeby się postarać bardziej. Tylko po co?  Tak się właśnie mówi. Angielski jest prosty i praktyczny, i nie znosi naszego cudowania z synonimami i jakby to powiedzieć inaczej. Jeśli chcecie się pochwalić nowym zakupem, powiedzie: I've bought a new computer, a nie I've purchased a new computer. Fajnie, że znacie to słówko. W kontekście biznesowym jest potrzebne. Ale nie w życiu codziennym. Do you have any beverages? zabrzmi kuriozalnie do znajomego, kiedy chcecie się czegoś napić. Ale warto znać to słowo, bo możecie je zobaczyć w menu w pubie albo restauracji.

Poniżej Julian wyjaśni wam więcej:









wtorek, 11 września 2018

Don't say "very" in English

Don't say "very" in English... A co z nim nim nie tak? Zasadniczo nic. Rzecz w tym, że mamy (i chyba też inni cudzoziemcy) nieznośną potrzebę dodawania tego "very" wszędzie. Tymczasem Anglosasi są bardziej konkretni w użyciu języka, i "very" przed co drugim przymiotnikiem raczej rozmywa znaczenie niż go intensyfikuje. Po drugie, istnieje coś takiego jak normal i strong adjectives. Może powiedzieć: It is very good, ale nie very great. Tak jak można powiedzieć: very cold, ale freezing może być tylko absolutely. 

Polecam waszej uwadze cytaty poniżej oraz tabelę z popularnymi przymiotnikami i ich mocnymi odpowiednikami, a także tutorial na ten sam temat.
  1. Substitute ‘damn’ every time you’re inclined to write ‘very;’ your editor will delete it and the writing will be just as it should be. ~Mark Twain
  2. ‘Very’ is the most useless word in the English language and can always come out. More than useless, it is treacherous because it invariably weakens what it is intended to strengthen. ~Florence King
  3. So avoid using the word ‘very’ because it’s lazy. A man is not very tired, he is exhausted. Don’t use very sad, use morose. Language was invented for one reason, boys – to woo women – and, in that endeavour, laziness will not do. It also won’t do in your essays. ~N.H. Kleinbaum



sobota, 8 września 2018

Jak się uczyć słownictwa


Jak się uczyć słownictwa? Po pierwsze zapomnijcie o fiszkach, słownikach tematycznych, listach słówek. Tak, można je wystukać na pamięć. Ale jaka z tego korzyść, skoro za tydzień zapomnicie, a nawet jak nie zapomnicie, w najbardziej potrzebnej chwili to słówko wcale nie wyskoczy z głowy i nie wskoczy w zdanie. Takie listy i słowniczki ponadto, zawierają bardzo często słowa mało przydatne, rzadkie, które wyszły z użycia, albo ich tłumaczenie bywa nieudane, niepełne, mylące. Dotyczy to szczególnie polskich wydawnictw motywowanych czyjąś ambicją zgromadzenia możliwie wielu słówek na dany temat, czasami bez względu na ich nacechowane stylistyczne i praktyczną użyteczność.

Co więcej, przydatność takiej nauki jest naprawdę niewielka. Wrycie na pamięć części ciała i organów wewnętrznych nie pomoże wam u lekarza, tak samo jak wyuczenie się warzyw, owoców, mięs i tak dalej nie usprawni rozmowy w restauracji. Bo tak naprawdę brakować wam będzie tych prostych słów, żeby złożyć zdanie. Skupcie się na więc na tym, co będzie wam potrzebne w praktycznej rozmowie. Znacie na pewno to uczucie, kiedy nie możecie wydobyć z pamięci słowa, które doskonale znacie, prostego słowa, które spotkaliście i używaliście wielokrotnie. I jest największy problem ze słownictwem - że nie wyskakuje z głowy, kiedy najbardziej tego potrzebujemy.

Słówek, po pierwsze, nie można uczyć się w izolacji. Listy słówek się nie sprawdzają. Słowa się ze sobą łączą i zawsze trzeba się ich uczyć w kontekście. Słówko musi się z czymś kojarzyć, pociągać za sobą inne słowa. Warto więc wypisywać całe wyrażenia, kawałki zdań, cząstki znaczeniowe. Druga sprawa to ilość powtórzeń. Ale nie mechanicznych powtórzeń z kartki. Słówko musi się powtórzyć w kontekście. A to przychodzi z czytaniem i słuchaniem. Vladimir w filmiku poniżej nazywa to "input". In-put, czyli to co wchodzi do naszej głowy. "Output", czyli produkcja, to mówienie i pisanie, to, co z tej głowy wychodzi. Żeby był "output" musi najpierw nastąpić "input", przy czym proporcja jednego do drugiego to jest pewnie jak 100 do 1.

A więc słuchać i czytać. Co? Ano coś, co was naprawdę interesuje. Zapamiętujemy lepiej rzeczy, które są dla nas ważne, niosą sens, wywołują jakieś emocje czy skojarzenia. Pamiętacie zapewne, ile zostawało w szkole w waszych głowach z nudnej lekcji. Ale jeśli nauczyciel pokazał doświadczenie, albo opowiedział jakąś ciekawostkę, wtedy pamiętało się lepiej. Ja do dzisiaj pamiętam, w jaki sposób nauczyłam się jakiegoś słówka. I to nie było na lekcji, ale "podłapałam" to słówko na filmie, męczyło mnie w piosence, we wiadomościach, w tekście, który bardzo chciałam zrozumieć. Im więcej włoży się wysiłku w rozpracowanie czy zapamiętanie czegoś, im więcej pracy nas to kosztuje, tym większa szansa, że zostanie w głowie. Przy czym, przeczytać raz czy posłuchać nie wystarczy, tu są potrzebne powtórzenia, także powtórzenia za nagraniem, powtórzenia we własnej głowie. Słowa ze sfery biernego słownictwa nie przeskoczą same do  słownictwa czynnego. Trzeba nad nimi pracować, aktywizować je we własnej głowie, powtarzać, łączyć w zdania. 

Oddam głos Vladimirowi, który bardzo spokojnie, powoli tłumaczy How to Remember Vocabulary Words.




wtorek, 4 września 2018

Coś dla fanów Grey's Anatomy


Uwaga, uwaga, Grey's Anatomy, 15 sezon, wraca we wrześniu (premiera dokładnie 27.09). Zanim się doczekamy, powspominajmy trochę. Pamiętacie Dereka, Chrstinę, Marka Sloana, Izzie, Goerge'a, Lexie Grey? A pamiętacie Callie, Prestona, Addison? Dzisiaj video o przyczynach ich odejścia i ich dalszych losach. No i mam dla was smutną wiadomość, do tej listy będzie trzeba dopisać Arizonę i April... It sucks, no nie?


sobota, 1 września 2018

Pierwszy września - koniec wakacji, czas pomyśleć o nauce języka, ale... znowu?

Początek września nierozerwalnie łączy się z początkiem roku szkolnego. Nawet jeśli szkołę porzuciliśmy dawno temu, data pierwszy września jakoś tak sprawia, że myślimy ponownie o nauce, w tym o nauce języka. Co prawda, początek roku w szkołach językowych to dopiero październik, ale najbliższe tygodnie zapewne będą dla wielu z was momentem wyboru szkoły, formy nauki (może lekcje), albo okresem zmagania z własną motywacją, żeby nareszcie wziąć się za coś, co jest waszym skrywanym kompleksem. Tym wszystkim, którzy myślą o nauce języka, polecam moje posty dotyczące szkół językowych i wyboru lektora, w których odsłaniam trochę zakulisowej wiedzy o tym, jak działa jedno i drugie, i co należy wiedzieć na wstępie.

Szkoły językowe:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/11/szkoy-jezykowe-czesc-1-lektorzy.html

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/szkoy-jezykowe-czesc-2-grupa.html

Lekcje prywatne:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/jak-wybrac-lektora.html

Dzisiaj jednak nie o tym. Dzisiaj o tym, dlaczego tak wiele osób zniechęca się do nauki, bo nie widzi efektów. Znacie to na pewno sami: angielski w szkole  i na studiach jakoś nie zostawił was ze znajomością języka, tak samo jak i kolejne próby podejmowane w szkołach językowych, łącznie z metodą Callana i może nawet lekcje prywatne okazały się rozczarowujące. Tyle czasu i kasy, a ja dalej nie mówię...


Wtedy szukacie wyjaśnień. Oczywiście źli nauczyciele, beznadziejne kursy, książki przeładowane gramatyką, tematy nie takie... Inni skłonni widzieć problem w sobie i fiksują się na przeświadczeniu, że nie mają zdolności, że to nie dla nich, że języka się nigdy nie nauczą.

Owszem, nie neguję, że złe doświadczenia mogą być frustrujące, ale tak poza tym, mam dla was niewygodną prawdę: nie ma efektów bez ciężkiej pracy.


Bardzo wiele osób, z którymi miałam kontakt, oczekuje, że przychodzenie na lekcje albo na kurs dwa razy w tygodniu powinno sprawić, że będą robić satysfakcjonujące postępy. Nie wiem, być może coś takiego można usłyszeć w charakterze promocji marketingowej w szkole językowej, ale ja zawsze moim prywatnym uczniom na pierwszym spotkaniu mówię: sama lekcja to za mało, poza tym musi być praca w domu, praca i jeszcze raz praca. Codziennie chociaż 30 minut z językiem, cokolwiek to będzie, słuchanie, czytanie, oglądanie, cokolwiek, co cię zainteresuje i zmotywuje.


Ludzie frustrują się również, bo chodzą na zajęcia, uczą się słówek, robią zadanie i jakoś ta płynność czy widoczny postęp nie przychodzi. Ale gdyby tak uczciwie pomyśleli, ile czasu dziennie spędzają z angielskim, odpowiedź nie byłaby imponująca.

W naukę języka trzeba włożyć bardzo wiele własnej pracy i inicjatywy. Inicjatywy, bo ja mogę polecić tą czy tamtą książkę, tutorial, stronę. Ale sami musicie znaleźć coś dla siebie. Dla każdego sprawdzać się będzie co innego. Każdego interesuje co innego, każdy lubi się uczyć inaczej. Dla każdego również ilość potrzebnego czasu będzie różna w zależności od naszych indywidualnych predyspozycji. Ale zawsze będzie to praca. Angielski nie przyjdzie wraz z wciąganym powietrzem, że tak powiem. 

Jeśli brzmię jak staromodny belfer, posłuchajcie Vanessy. A potem Jamesa. Podoba mi się jego porównanie: You want to speak English today? Sorry, it's not going to happen. It's like: do you want a burger? So you need to catch a cow, kill a cow, bring it to a store, grind it up, then put it on the barbecue.