poniedziałek, 31 grudnia 2018

2018 Review

Żegnamy rok 2018. Ja długo go nie zapomnę, choć wolałabym wielu rzeczy nie pamiętać. Dla mnie osobiście był to Annus horribilis (jak królowa Elżbieta określiła rok 1992, rok rozpadu małżeństwa Karola i Dani oraz pożaru w pałacu Windsor). Dwa kocie nowotwory, strata Pusiastej, trzy operacje Prosiaczka, koszmarny remont, drzwi-story, nieustające się pomniejsze awarie, plus trzy tygodnie cierpień na ketonalu (po stosunkowej prostej ekstrakcji zęba). 

A teraz kończy się właśnie drugi miesiąc mojej walki z dysfunkcją trąbki Eustachusza (takie coś co łączy ucho z nosem i odpowiada za wyrównanie ciśnienia) i wysiękowym zapaleniem ucha środkowego, najpierw jednego, a teraz już dwóch. Pięć (płatnych) wizyt u laryngologa i... nic. Poszerzyłam za to znacznie moje słownictwo angielskie z zakresu otolaryngologii, ponieważ przeczytałam dziesiątki stron i artykułów na ten temat. To takie coś, co nie wiadomo jak leczyć, po angielsku nazywa się to watchful waiting, czyli obserwujemy i nic nie robimy, bo  zwykle samo przejdzie, po polsku znaczy to tyle, co spadaj pacjencie. Drugi etap nazywa się "leczenie zachowawcze", czyli idź do apteki po ibuprom zatoki i spray do nosa. Trzeci etap - czyli samo jednak nie przeszło - nacięcie operacyjne błony bębenkowej i włożenie drenu. Fajnie, nie? 

Pomocny dużo bardziej niż lekarze okazał się internet i YouTube, no więc lecz się człowieku sam. Są na te trąbki różne ćwiczenia, inhalacje, dmuchanie balonika (nie tego, o którym myślicie) itd, no ale to już dr Google, nie doktor laryngolog. Inaczej mam przed sobą wizję leczenia szpitalnego, ale co ja mam zrobić z Prosiakiem - cukrzykiem, którego strach zostawić nawet na jedną noc, bo jak nie ma ochoty jeść, to cukier jej spada dramatycznie. Póki co inhaluję się i dmucham balonik i mam nadzieję, że jakoś przejdzie (jeszcze słyszę i lekcje odbywają się normalnie:)).

Wierzę jednak w 2019 - oby ten rok był lepszy. Czego życzę nam wszystkim.

Poniżej przegląd wydarzeń 2018 - GOOD THINGS that happened.





poniedziałek, 24 grudnia 2018

English traditional Christmas carols

Nie lubię Świąt (wyznaję), tych z mrowiem ludzi w zakupowej pogoni i Jingle Bells ryczącymi z głośników. Ale uwielbiam stare, tradycyjne kolędy angielskie. Nie przejadły mi się nawet po latach pracy w szkole i puszczania ich na lekcjach przed każdym Bożym Narodzeniem. Ile razy je słyszę, ogrania mnie wzruszenie. Jest w nich tchnienie dawnych czasów i dawnych, magicznych świąt. Świąt, które jednoczyły ludzi we wspólnym doświadczeniu Niezwykłego.

Ale lubię je także z innego powodu. Jest w nich przechowany nie tylko świat, jakiego już nie ma, ale także język, jakim kiedyś mówiono. Język angielski zasadniczo zmienił się niewiele od czasów Szekspira. Ale są słowa, które już tylko występują w literaturze (i na kartkach świątecznych), chociaż dalej notują je słowniki współczesnej angielszczyzny.

Noel to Boże Narodzenie, Good tidings we bring to you and your kin - to tyle co: przynosimy dobrą nowinę tobie i twoim krewnym.  Hark! the herald angels sing - słuchaj, śpiewają heroldowie anielscy. Come and behold Him - przyjdźcie Go zobaczyć. Hail the heaven born Prince of peace - Niech będzie pozdrowiony... (tak, wszystkim, którym hail się kojarzy z czym innym tłumaczę, że dobrze się kojarzy, angielski to język z grupy germańskiej i podobieństw, zwłaszcza w staroangielskim było więcej. Tym słowem m. in. u Szekspira czarownice  witają powracającego Makbeta). I love thee Lord Jesus, Come all ye faithful  to stare formy zaimka you.

Po co to - możecie zapytać. A no te słowa wciąż występują na przykład w cytatach. Być może znacie powiedzenie, które stało stało się ostatnio dość popularne: Beauty is in the eye of the beholder - piękno jest w oku patrzącego.

Po prostu posłuchajcie, może was też zaczaruje urok tych staroświeckich kolęd. Każda w wersji z tekstem.


























niedziela, 9 grudnia 2018

Questions you should never ask your teacher

Dzisiaj dość przewrotne video Vladimira: 4 questions you should never ask your teacher. Cóż to za pytania? Nie powiem wam, bo trzeba posłuchać Vladimira:)

Wszystko sprowadza się do: be proactive. Nauczyciel nie dokona za ciebie wyborów i nie powie ci, co dla ciebie najlepsze, co cię zainteresuje, co czytać, słuchać i z czego się uczyć. Bo dla każdego będzie to co innego. Vladimir w każdy razie odradza wydawnictwa dwujęzyczne, czyli w naszym przypadku z polskim tłumaczeniem. Ile razy coś takiego widzę, ręce mi opadają i do tłumaczenia i ogólnej przydatności takich publikacji.

Vladimir jednak mówi coś więcej: nie używaj mnie jako słownika, bo jestem na to za drogi. Tak, słowniki są za darmo i są w domu. Szkoda na to czasu na lekcji. Ja osobiście bywam chętnie słownikiem, jeśli słówko jest nowe na lekcji, ale przykro mi się robi, jeśli ktoś miał zrobić zadanie w domu, a pyta mnie o słówka, których nie sprawdził...

Wszystko o czym mówimy tutaj, nie po raz pierwszy, sprowadza się do jednego: przejmij inicjatywę i nie czekaj, że ktoś cię nauczy języka w magiczny sposób. Efektywna nauka to morze pracy własnej. Szperania, sprawdzania, czytania, szukania odpowiedzi.

Tyle razy słyszę, że dotychczasowe niepowodzenia w nauce, to źli nauczyciele, nie taka grupa itd. Tak, wiem, są beznadziejni nauczyciele, za duże grupy itd. Naprawdę to wiem. Ale jakoś nie zdarza mi się nigdy usłyszeć: my English is poor... bo się nie przykładałem, nie korzystałem z szans, nie pracowałem.

Vladimira można szczególnie polecić osobom mniej zaawansowanym, z uwagi na spokojny i wyraźny sposób mówienia. Vladimir określa siebie virtually native, czyli "praktycznie", "niemal" native speaker. Biografia Vladimira wygląda następująco:

Growing up in Bulgaria, behind the Iron Curtain, I had very limited access to western culture ... and especially books, music, and movies from the USA and England.

  - I started learning English seriously at age 27,
  - I started teaching English 3 years later.



Słowem chcieć to móc. Języka można się nauczyć zawsze i w każdym wieku. To, że rodzice nie wysyłali was na prywatne lekcje, ani że nauczyciel w szkole zmieniał się co roku, nie przekreśla waszych szans. Po prostu trzeba się za to zabrać i nie szukać wymówek.

Więcej o Vladimirze:

niedziela, 25 listopada 2018

The Best English Teachers on YouTube

Tom zebrał dla was the best of the best: najlepsi nauczyciele na YouTube, oczywiście jego zdaniem. Muszę przyznać, że moja super 10tka wyglądałaby trochę inaczej, ale o to właśnie chodzi: do każdego przemawia co innego. I dlatego każdy musi znaleźć coś, co trafia akurat  do niego. Nauczyciela, który budzi waszą sympatię, którego będzie rozumieć, którego format lekcji wam odpowiada, tak samo jak poczucie humoru, ton głosu, tempo lekcji i tak dalej. Kiedy już ktoś wam przypadnie do gustu, nie warto tracić na wyszukiwanie tematyczne. Wszystkie tematy lekcji są tak czy inaczej przydatne. Czy będziecie słuchać o prepositions, phrasal verbs, czasach, słownictwie, wymowie - przede wszystkim jest to dla was kontakt  żywym językiem i ćwiczenie umiejętności rozumienia ze słuchu. 

Lekcje na YouTube są bardzo różne. Tom akurat nie jest entuzjastą lekcji pod tablicą (sam deklaruje, że uczy fresh, modern English). Ja z drugiej strony te lekcje cenię, bo szczególnie osoby na mniej zaawansowanym poziomie mogą się z nich nienerwowo, spokojnie, powoli nauczyć wiele. Wybór Toma to lekcje, na których dzieje się dużo więcej; nauczyciel nie uczy, ale gawędzi z wami, są i żarty, i dialogi dwóch osób albo wywiady na ulicach. 
Na pewno nie będziecie się nudzić:)

Najpierw tutorial Toma, a potem przykłady nauczycieli, których poleca.







<

















niedziela, 18 listopada 2018

Jak się uczyć słownictwa - czytanie

Dzisiaj znowu Ganesh. How to Increase Your Vocabulary. Pamiętacie?  Nie fiszki, nie słowniki tematyczne, listy słówek. Słownictwo zawsze i tylko w kontekście. Czyli – czytanie. To niekochana prawda, bo czytanie w dzisiejszych czasach w ogóle jest niemodne. Czytanie tymczasem to słowa w ich środowisku naturalnym, zanurzone w tekście. Listy słówek wydają się drogą na skróty. Tyle że z tego niewiele wynika, jeśli nie wiecie jak te słówka zastosować w zdaniu i we właściwym kontekście. Czytanie to obcowanie z językiem, to związki wyrazowe, konstrukcje gramatyczne, zwroty i wyrażenia.

Żeby czytanie nie było niechętnie odrabianym zadaniem domowym, trzeba znaleźć coś, co was interesuje. Dla każdego będzie to coś innego. Nawet plotki i ciekawostki, choć dla osób mniej zaawansowanych polecałabym raczej materiały dostosowane do możliwości, np są adaptacje książek i opowiadań przygotowane na określonym poziomie. Albo readingi na portalach służących do nauki.

Ale z samego czytania, tak jak oglądania filmów w oryginale, niewiele jeszcze wynika. Nic nie przychodzi metodą na leniucha. Nic nie wejdzie do głowy, kiedy siedzicie na kanapie albo przerzucacie tekst, żeby tylko zrozumieć. Aby były efekty – potrzebna jest praca. Więc Genesh tłumaczy, jak pracować z tekstem, jak wypisywać słówka i jak się ich uczyć.





All Tenses in 30 Minutes


Ach, te czasy… Większość osób, która zaczyna się ze mną uczyć, odczuwa potrzebę ich powtórki, najlepiej tak od początku i od podstaw. Tymczasem z czasami stykamy się na każdym etapie edukacji, od podstawówki licząc, więc tych powtórek, zwłaszcza podstawowych czasów, było już mnóstwo. Czasy trzeba ćwiczyć, do czasów trzeba wracać – na pewno. Ale z wiedzą, którą już macie, wiele możecie zrobić sami. Nie potrzebujecie nauczyciela, który wyłoży wam wszystko od A do Z. Nie potrzebujecie również wydawać pieniędzy na kolejną książkę do gramatyki. Wystarczy poszperać trochę, poszukać i poczytać w internecie. Czasami jest to kwestia znalezienia odpowiedniego źródła, czegoś, co przemówi do was, ujęcia, które do was trafi. Dzisiaj mam dla was: Learn ALL TENSES Easily in 30 Minutes. Oczywiście nie nauczycie się czasów w 30 minut. Ale można odświeżyć swoją wiedzę, słuchając native speakera równocześnie. Czyli grammar i listening w jednym.



sobota, 10 listopada 2018

Business English Expressions You Need To Know

Business English to głównie profesjonalne słownictwo. Invoice to faktura, contractor to wykonawca albo kontrahent, supplies - dostawy, assets - aktywa, overheads - koszty. Język biznesu to też specyficzne odpowiedniki słów z języka ogólnego. W mailach pisze się nie I would like to ask ale I would like to enquire, purchase zamiast buy, dispatch albo ship zamiast send. Ale oprócz tego typu oficjalnego, profesjonalnego słownictwa, w firmach także używa się w języku mówionym specyficznych idiomów. I'm snowed under - jestem zawalony pracą, I'm tied up - nie mam czasu, something has come up - coś mi wyskoczyło. I dzisiaj właśnie lekcje Emmy prezentujące tego typu potoczne wyrażenia.












niedziela, 28 października 2018

Co oglądać - seriale o brytyjskiej policji

Oglądam ostatnio bardzo dużo seriali, to jest mój sposób radzenia sobie ze stresem; najlepiej zając myśli i głowę czymś odległym od własnej rzeczywistości. Wkręciłam się ostatnio w seriale kryminalne, a dokładnie te o brytyjskiej policji. I chce wam opowiedzieć o kilku. Nie wiem, czy nadają się jakoś szczególnie do oglądania w oryginale, akcja jest dość skomplikowana, a aktorzy czasami mówią z niestandardowym akcentem, ale seriale są wciągające, a dodatkowo ciekawe edukacyjnie i kulturowo. Oczywiście jeśli interesuje was nie tylko język, ale i mentalność, która za nim stoi. Wszystkie są na Netlixie, z napisami polskimi, można ustawić także napisy angielskie.

Znamy amerykańskich gliniarzy i widzieliśmy dziesiątki filmów z nimi.  Pamiętamy brutalne filmy akcji o gangsterach i brudnych policjantach. Ale nawet jeśli policjanci nie są źli i nie łamią prawa, to generalnie policja w USA nie przebiera w środkach. Policjanci stosują twarde metody przesłuchań, w policyjnych akcjach bardzo łatwo dochodzi do użycia broni, dowody zdobywa się metodą prowokacji, inwigilacji, szantażu. W Stanach, co więcej, można trafić za kratki bardzo łatwo, choćby za szarpanie się przy kontroli drogowej. W Kalifornii za trzecie z kolei przestępstwo (nawet kradzież sklepową) dostaje się dożywocie.

Brytyjska policja to inny świat. Wielka Brytania to w ogóle dziwny kraj, konserwatywna monarchia, z przywilejami klasowymi (w senacie zasiadają lordowie na podstawie dziedzicznego tytułu i dożywotnio) i bez pisemnej konstytucji (składa się na nią wiele aktów pisemnych i praw zwyczajowych, ale nie stanowi jednego dokumentu) i równocześnie kraj z obsesją na punkcie równości, praw obywatelskich i przejrzystości życia publicznego. Brytyjska policja ma zupełnie odwrotnie niż amerykańska; w UK trzeba przestrzegać bardzo rygorystycznych zasadami, troszczyć się o praworządność, w tym także o prawa potencjalnych przestępców. Nawet terrorystę należy traktować tak, żeby nie miał powodu się poskarżyć, bo będzie miał komu. Istnieją specjalne instytucje gotowe bronić praw aresztowanych i specjalne jednostki w policji, których rolą jest przeprowadzenie w takich przypadkach wewnętrznego dochodzenia. Wielka Brytania jest znana z tego, że zwykli gliniarze nie noszą broni, a wydanie rozkazu jej użycia w akcjach specjalnych jest dość skomplikowane, bo nikt nie chce podejmować takiej odpowiedzialności.


W serialach, o których zaraz opowiem, widzimy policjantów spętanych procedurami, zakazami i nakazami, traktujących brutalnych przestępców z całym majestatem ich praw obywatelskich, których żadną miarą nie chcą pogwałcić, bo skończy się to uniewinnieniem ze względów proceduralnych, a jeszcze gorzej, sprawa trafi do mediów i na portale społecznościowe.

Najlepszym przykładem będzie Babylon (Netflix), pokazujący od wewnątrz działania Scotland Yardu (policji londyńskiej). W gabinecie jej szefa wiszą wielkie ekrany telewizorów, każdy z podglądem na inną stację, podejmowane tam decyzje poprzedza przegląd wiadomości i portali internetowych, a także szczegółowa analiza ich potencjalnych politycznych skutków. Nowa dyrektor od spraw komunikacji ma wizję absolutnej przejrzystości w kontaktach z mediami i społeczeństwem, innymi słowy wszystko natychmiast ma zostać podane do publicznej wiadomości, zanim stanie się przedmiotem spekulacji. W praktyce wygląda to tak, że nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za decyzję użycia broni wobec okrążonego terrorysty, który zabił wcześniej kilkanaście osób. Decyzja zepchnięta zostaje ostatecznie na zwykłych policjantów biorących udział w akcji. Wobec wszechobecności mediów, praca policji to przede wszystkim polityka, PR, walka o wizerunek i zakulisowe rozgrywki z politykami i władzami o to, kto zgarnie punkty za ostateczny sukces.






Na Netflixie jest również Line of Duty, fascynujący serial pokazujący zwykłych ludzi w policji przy pracy, równocześnie wciągający thriller. W pierwszym sezonie obserwujemy upadek doskonałego gliniarza, wplątanego w pechowy romans i pogrążającego się poprzez serię niefortunnych decyzji. Jesteśmy świadkami przesłuchań bandziorów, w trakcie których przepisy, kurator albo adwokat skutecznie uniemożliwia wydobycie jakichkolwiek zeznań i postawienie zarzutów. Widzimy jak dziesiątki razy policja ociera się o odkrycie prawdy, ale sparaliżowana własnymi procedurami, nieudolna, nadmiernie ostrożna nie potrafi zapobiec tragedii, mając właściwie od początki wszystkie karty w ręku.





Inna kategoria to Broadchurch (też Netlix), bardzo kameralny serial rozgrywający się w małym, nadmorskim miasteczku, gdzie śledztwo w sprawie zabójstwa dziecka prowadzi dwoje policjantów. Pozornie spokojna, prowincjonalna społeczność okazuje się nie tym, czym się wydaje. Wszyscy mają swoje małe, mroczne sekrety i kandydatów na mordercę wydaje się być wręcz za wielu, a ostateczne zakończenie zaskakuje zupełnie.




niedziela, 30 września 2018

Jakie książki wybrać do nauki gramatyki i słownictwa

Pytacie mnie często, z jakich książek korzystać do nauki. Co kupić, z czego uczyć się gramatyki i słownictwa. Porozmawiajmy więc o tym.

Jest kilka "żelaznych" pozycji, uznanych i polecanych. Przede wszystkim gramatyka Murphy'ego, która jest dostępna na trzech różnych poziomach, więc szczególnie polecana dla osób mniej zaawansowanych. Jest też Michael Vince Language Practice, też na różnych poziomach. W przeciwieństwie do Murphy'ego zawiera nie tylko gramatykę, ale i słownictwo. Słownictwo można poszerzać przy pomocy English Vocabulary in Use McCarthy, O'Dell, również różne wydania na różnych poziomach. Dla bardziej zaawansowanych, szczególnie przygotowujących się do egzaminów Cambridge, można polecić Virginia Evans Use of English oraz Advanced Grammar and Vocabulary Mark Skipper.


Ludzie zwykle jednak wolą kupować polskie wydawnictwa. Po pierwsze to kwestia ceny. Wydawnictwa angielskie są dużo droższe. Po drugie jednak ludzi odstręcza fakt, że trzeba przegryźć się przez tłumaczenia po angielsku. O ile z tym pierwszym nie ma co dyskutować, o tyle co do drugiego argumentu, to wcale nie tak. Angielskie wydawnictwa podają gramatykę w pigułce, prosto, jasno i na temat. Polskie wydawnictwa w porównaniu z nimi są przegadane, rozwlekłe i kompletnie niepraktyczne. Zawierają informacje nieprzydatne i wszystko niepotrzebnie komplikują. Zawsze mam przed oczami panią pod tablicą, która dużymi literami dyktuje definicję oczywistości.

Moi uczniowie przynoszą także do pokazania różne polskie samouczki zbierające słownictwo tematyczne. Pytają, co sądzę. Nigdy nie sądzę nic dobrego o wydawnictwach podających polskie tłumaczenia. Bo one są po prostu złe. Nie dlatego, że ktoś je źle zrobił. One z są złe z definicji, bo dają jedno tłumaczenie słowa czy zwrotu, które może mieć wiele znaczeń. Poza tym zbierają całe listy, całe setki słów, czasami bez ich sensownej, praktycznej selekcji... no i jak tu się tego uczyć?

Już lepiej sprawdzają się wydawnictwa składające się z "czytanek" plus małe glossarium pod spodem. Tam przynajmniej jest słownictwo w kontekście.

Poniżej tutorial Jamesa o tym, ja wybrać książkę do nauki. Na jedną rzecz, o której James mówi, chciałam szczególnie zwrócić uwagę. Jest to data pierwszego wydania. Dotyczy to szczególnie polskich wydawnictw. Niestety, czasami są to przedruki pozycji popularnych w latach, dajmy na to, 80tych. Nie tylko przykłady są tematycznie out of date. Ale gramatyka żyje i się zmienia, i to w stronę upraszczania struktur. Nawet egzaminy Cambridge'owskie w tej chwili akceptują w kluczu rzeczy, które 15 lat temu były jeszcze niepoprawne. Wiec zacznijcie od daty wydania, bo nie ma co sobie utrudniać życia. Poza tym klucz, podręcznik bez klucza jest bezużyteczny. Niestety, wydawnictwa zagraniczne bardzo często oferują klucz jako osobną książkę (za kolejne 80 zł).

Tak szczerze mówiąc, ja nie sądzę w ogóle, żeby w dzisiejszych czasach trzeba było coś kupować. Wystarczy poszperać w internecie, jest tyle portali i materiałów za darmo.


sobota, 22 września 2018

Trzy sposoby jak się uczyć phrasali

Phrasali można się uczyć zgrupowanych albo wokół czasownika: get off, get on, get along itd, albo też wokół przyimka, np: give up, break up, end up, clear up  Ten drugi sposób jest o tyle dobry, że uczy nas prawidłowości znaczeniowych związanych z danym przyimkiem. W przykładach powyżej up oznacza całkowite wykonanie czy zakończenie czynności. Przyimek on z kolei oznacza kontynuację: go on, bring on, hold on, keep on. Oczywiście tego typu zasady sprawdzają się w bardzo dużym przybliżeniu, bo na przykład take up oznacza podjęcie jakiejś aktywności. Niemniej jednak intuicyjne rozumienie, co przyimek dodaje do czasownika, pomaga zapamiętać jego znaczenie.

Inny jeszcze sposób, chyba najlepszy, to uczenie się phrasali w kontekście jakiegoś tematu. Niech to będzie na przykład praca. Mamy więc set up (założyć, np firmę), note down (zanotować), run out of (wyczerpać), come up  (wydarzyć się/pojawić niespodziewanie). 

Ale to już wytłumaczy wam Alex w tutorialu poniżej. Oprócz niego Lucy z phrasalami na temat podróży i Emma na temat ubrań. James natomiast zebrał phrasale z przyimkiem down.











czwartek, 20 września 2018

Jak ogarnąć phrasal verbs

Jak ogarnąć phrasal verbs? Phrasali się ogarnąć po prostu nie da, bo są ich tysiące. W dodatku, to samo wyrażenie może mieć wiele różnych znaczeń. Więc zapomnijcie o ambitnym planie: nauczę się wszystkich phrasali z take a w przyszłym tygodniu z get. Tak się nie da. Phrasali trzeba się uczyć po kawałku, w miarę jak pojawiają się w waszym horyzoncie. Trzeba się uczyć tych ważnych, tym którymi się rzeczywiście mówi i które są w praktycznym użyciu. 

Przede wszystkim są to te, których próbują was uczyć podręczniki. Może zauważyliście jednak, że podręczniki zwykle w jednej lekcji "sprzedają" wam zaledwie ich kilka. Bo nie da się spamiętać więcej na raz. Phrasale, co więcej, choć to dotyczy słownictwa w ogóle, muszą funkcjonować w kontekście. Rzeczowniki, przymiotniki, czasowniki można skojarzyć z czymś łatwo: research słyszy się często nawet w polskim, develop można skojarzyć z developerem, retail (handel detaliczny) to tail, czyli ogon, powiększony o re, purchase (nabyć) może się kojarzyć z purchawką, graduate (ukończyć studia) ma coś wspólnego z gradacją, czyli stopniowaniem, a to z kolei przywodzi na myśl stopień naukowy, breath to oddech, bo tak śpiewali The Police (Every Breath You Take). 

Phrasal verbs w tym sensie są nijakie i z niczym się nie kojarzą. Brzmią prawie tak samo: set about albo get round, bring round, set on a może set on. Dlatego: powoli, po kawałku, w kontekście, w miarę występowania. I nie przejmować się tak znowu tymi phrasalami. Bo każdy ma swój odpowiednik. Give out to distribute, turn down - reject, turn up - appear. I jeszcze jedno: phrasale są potoczne. Tak, fajnie nimi mówić. Ale już nie tak fajnie nimi pisać, zwłaszcza oficjalne teksty. W zapytaniu ofertowym będzie lepiej wyglądać encounter niż come across i establish niż set up. Tak samo w eseju na egzaminach Cambridge'owskich, no chyba że piszecie list nieformalny.

 Dzisiaj proponuję spróbować nauczyć się jednej grupy z poniższych:



















niedziela, 16 września 2018

No pain, no gain - Juliana Northbrooka teoria nauki języka

Zamieszczam więcej tutoriali Juliana Northbrooka. Naprawdę warto go posłuchać. To, co odróżnia go od innych nauczycieli na Youtube, to fakt, że jego lekcje nie są poświęcone jakiemuś wycinkowemu tematowi związanemu ze słownictwem, gramatyką, wymową, ale dotyczą nauki jako takiej. Julian tłumaczy, na czym polega nauka języka obcego, a mówi to z własnego doświadczenia. Julian opanował japoński i to w dużej mierzenie dzięki własnej pracy. Ma więc szczególną perspektywę. Perspektywę ucznia, i kogoś, kto proces uczenia się zna z autopsji. To, co mówi Julian, to wiedza, której naprawdę powszechnie brakuje. Bardzo często rozpoczyna od pytania zadanego przez ucznia ucznia. Pytania te prezentują stereotypowe, powszechne przekonania dotyczące nauki. Julian je obala. Ile czasu potrzeba, żeby nauczyć się języka? Zależy od ciebie. Czy można uczyć się samemu? Oczywiście. Czy mogę pracować nad mówieniem, nie mając możliwości rozmawiania po angielsku w życiu codziennym? Możesz. Żeby nauczyć się języka trzeba wyjechać do kraju, gdzie się nim mówi? Niekoniecznie. Najlepiej uczyć się od native'a speakera? Wcale nie. Moje słownictwo jest za proste? Skup się na tym, żeby było użyteczne. Uczę się języka oglądając seriale, czy co ma sens? Niespecjalnie, to nauka na leniucha. Bo Julian podkreśla zawsze i wszędzie jedno: No pain, no gain. Bez włożonego wysiłku, nie ma efektu. Nauka języka to ciężka praca i to praca, której nikt za ciebie nie wykona.

Zachęcam do oglądania i przemyśleń.




























środa, 12 września 2018

5 stereotypów na temat nauki języka

Im dłużej uczę języka, tym bardziej dochodzę do wniosku, że największym problem z angielskim jest to, że ludzie nie umieją się uczyć. Nie rozumieją, na czym polega nauka i jak działa przyswajanie języka. Jeszcze gorzej, przychodzą z całkowicie błędnymi, szkodliwymi nawet, przeświadczeniami na ten temat. Te przeświadczenia, niestety, ktoś im "sprzedał" i wdrukował do głowy - mówię to ze smutkiem - w toku nauki, w szkole, na kursach. Potem jednak są one utrwalane, powielane i kolportowane przez samych uczących się. Są to tak mocno zakorzenione stereotypy, że trudno mi z nimi wygrać. Mogę tłumaczyć i wyjaśniać, proponować inne podejście, z początku  pozytywnie zaskoczeni, ludzie wkrótce wracają do utartych sposobów myślenia.

Co mam na myśli? 

1. Gramatyka, gramatyka, gramatyka. Nie neguję jej wagi, ale powtórka wszystkich czasów na początek - to nie ma najmniejszego sensu. Ćwiczenia gramatyczne nie przyczynią się do tego, jak radzicie sobie z językiem w praktycznych sytuacjach. Gramatyka to narzędzie, ale narzędzie do celu. Tym celem jest mówienie. Praca nad samą gramatyką to jak polerowanie dłuta zanim weźmiecie się do wycinania czegokolwiek.

2. Słówka, słówka, słówka. Listy słówek, fiszki, słowniki tematyczne. No, a potem okazuje się, że w życiu brakuje tych najprostszych słów i czasami trudno zbudować zdanie. Słowa są jak części składowe, z których budujecie całość. Skupianie się na nich to jak zabawa śrubkami kiedy macie coś skręcić. Interesuje was ostatecznie mebel, i jak go poskładać, a nie jego części. Szczególnie, że te wasze śrubki wykute na pamięć okazują się potem nie pasować do niczego, bo takich śrubek używa się rzadko i nie pasują do typowego śrubokrętu.

3. Nauka języka to lekcja, szkoła, nauczyciel, podręcznik, ćwiczenia. Żeby się uczyć, trzeba się zapisać na kurs albo znaleźć wymagającego lektora. Trzeba zainwestować trochę środków. Bo samemu to żadna nauka. Nieprawda. Samemu można bardzo wiele w czasach internetu i mediów interaktywnych. Owszem, łatwiej, jeśli ktoś ukierunkuje, tłumaczy, poprawi, no i dostarczy motywacji do systematycznej pracy. Ale lekcja to nie wszystko. Nawet pięć razy w tygodniu. Ja zwykle od razu wybijam z głowy takie pomysły. Nawet dwa razy w tygodniu niekoniecznie. Zawsze powtarzam, że uczeń odniesie więcej korzyści, jeśli poświęci tą drugą godzinę na naukę w domu. Bo lekcja ani kurs nie nauczy cię języka, jeśli nie włożysz w to samodzielnego wysiłku.

4. Wstydzę się mówić, bo mój angielski jest kiepski, popełniam błędy i nie umiem dokończyć zdania. Obcinam się w towarzystwie i wolę milczeć. Tymczasem w życiu nie ma nic gorszego niż brak komunikacji. Każda komunikacja jest lepsza niż żadna. W realnej sytuacji, w hotelu, na lotnisku ważne jest to, żebyś w jakikolwiek sposób potrafił wytłumaczyć swój problem. Czy ktoś będzie punktował cię za błędy? Wydaje wam się, że wszyscy słyszą te błędy i oceniają. Tymczasem ludzi bardziej interesuje, co mówicie, a nie jak. Koncentrują się na rozumieniu, a nie uchybieniach. Wszyscy popełniamy błędy. Ja też. To normalne.

5. Mój angielski jest za prosty. Używam ciągle tych samych słów. Uczę się skomplikowanych słówek, synonimów, phrasali i idiomów, a potem nie umiem ich użyć. Rzecz w tym, że jedne słowa i zwroty służą do mówienia, a inne do rozumienia tekstu. Język, jakim się mówi, jest prosty. Funkcjonują w min utarte zwroty i wyrażenia. Pewne słowa się powtarzają, bo nazywają rzeczy, które nas otaczają. Powtarzają się także sytuacje. Tak naprawdę ważniejsze jest wiedzieć, co powiedzieć kiedy i jak zareagować naturalnie. Jak ktoś się gdzieś wybiera, powiemy: Have a nice time, a nie Enjoy yourself very well. Może zauważyliście, że w serialach bez przerwy, do znudzenia powtarzają Do you have a moment? albo jeśli ktoś miał wypadek Are you all right? Można pomyśleć, tym scenarzystom chyba płacą dostatecznie dużo, żeby się postarać bardziej. Tylko po co?  Tak się właśnie mówi. Angielski jest prosty i praktyczny, i nie znosi naszego cudowania z synonimami i jakby to powiedzieć inaczej. Jeśli chcecie się pochwalić nowym zakupem, powiedzie: I've bought a new computer, a nie I've purchased a new computer. Fajnie, że znacie to słówko. W kontekście biznesowym jest potrzebne. Ale nie w życiu codziennym. Do you have any beverages? zabrzmi kuriozalnie do znajomego, kiedy chcecie się czegoś napić. Ale warto znać to słowo, bo możecie je zobaczyć w menu w pubie albo restauracji.

Poniżej Julian wyjaśni wam więcej:









wtorek, 11 września 2018

Don't say "very" in English

Don't say "very" in English... A co z nim nim nie tak? Zasadniczo nic. Rzecz w tym, że mamy (i chyba też inni cudzoziemcy) nieznośną potrzebę dodawania tego "very" wszędzie. Tymczasem Anglosasi są bardziej konkretni w użyciu języka, i "very" przed co drugim przymiotnikiem raczej rozmywa znaczenie niż go intensyfikuje. Po drugie, istnieje coś takiego jak normal i strong adjectives. Może powiedzieć: It is very good, ale nie very great. Tak jak można powiedzieć: very cold, ale freezing może być tylko absolutely. 

Polecam waszej uwadze cytaty poniżej oraz tabelę z popularnymi przymiotnikami i ich mocnymi odpowiednikami, a także tutorial na ten sam temat.
  1. Substitute ‘damn’ every time you’re inclined to write ‘very;’ your editor will delete it and the writing will be just as it should be. ~Mark Twain
  2. ‘Very’ is the most useless word in the English language and can always come out. More than useless, it is treacherous because it invariably weakens what it is intended to strengthen. ~Florence King
  3. So avoid using the word ‘very’ because it’s lazy. A man is not very tired, he is exhausted. Don’t use very sad, use morose. Language was invented for one reason, boys – to woo women – and, in that endeavour, laziness will not do. It also won’t do in your essays. ~N.H. Kleinbaum



sobota, 8 września 2018

Jak się uczyć słownictwa


Jak się uczyć słownictwa? Po pierwsze zapomnijcie o fiszkach, słownikach tematycznych, listach słówek. Tak, można je wystukać na pamięć. Ale jaka z tego korzyść, skoro za tydzień zapomnicie, a nawet jak nie zapomnicie, w najbardziej potrzebnej chwili to słówko wcale nie wyskoczy z głowy i nie wskoczy w zdanie. Takie listy i słowniczki ponadto, zawierają bardzo często słowa mało przydatne, rzadkie, które wyszły z użycia, albo ich tłumaczenie bywa nieudane, niepełne, mylące. Dotyczy to szczególnie polskich wydawnictw motywowanych czyjąś ambicją zgromadzenia możliwie wielu słówek na dany temat, czasami bez względu na ich nacechowane stylistyczne i praktyczną użyteczność.

Co więcej, przydatność takiej nauki jest naprawdę niewielka. Wrycie na pamięć części ciała i organów wewnętrznych nie pomoże wam u lekarza, tak samo jak wyuczenie się warzyw, owoców, mięs i tak dalej nie usprawni rozmowy w restauracji. Bo tak naprawdę brakować wam będzie tych prostych słów, żeby złożyć zdanie. Skupcie się na więc na tym, co będzie wam potrzebne w praktycznej rozmowie. Znacie na pewno to uczucie, kiedy nie możecie wydobyć z pamięci słowa, które doskonale znacie, prostego słowa, które spotkaliście i używaliście wielokrotnie. I jest największy problem ze słownictwem - że nie wyskakuje z głowy, kiedy najbardziej tego potrzebujemy.

Słówek, po pierwsze, nie można uczyć się w izolacji. Listy słówek się nie sprawdzają. Słowa się ze sobą łączą i zawsze trzeba się ich uczyć w kontekście. Słówko musi się z czymś kojarzyć, pociągać za sobą inne słowa. Warto więc wypisywać całe wyrażenia, kawałki zdań, cząstki znaczeniowe. Druga sprawa to ilość powtórzeń. Ale nie mechanicznych powtórzeń z kartki. Słówko musi się powtórzyć w kontekście. A to przychodzi z czytaniem i słuchaniem. Vladimir w filmiku poniżej nazywa to "input". In-put, czyli to co wchodzi do naszej głowy. "Output", czyli produkcja, to mówienie i pisanie, to, co z tej głowy wychodzi. Żeby był "output" musi najpierw nastąpić "input", przy czym proporcja jednego do drugiego to jest pewnie jak 100 do 1.

A więc słuchać i czytać. Co? Ano coś, co was naprawdę interesuje. Zapamiętujemy lepiej rzeczy, które są dla nas ważne, niosą sens, wywołują jakieś emocje czy skojarzenia. Pamiętacie zapewne, ile zostawało w szkole w waszych głowach z nudnej lekcji. Ale jeśli nauczyciel pokazał doświadczenie, albo opowiedział jakąś ciekawostkę, wtedy pamiętało się lepiej. Ja do dzisiaj pamiętam, w jaki sposób nauczyłam się jakiegoś słówka. I to nie było na lekcji, ale "podłapałam" to słówko na filmie, męczyło mnie w piosence, we wiadomościach, w tekście, który bardzo chciałam zrozumieć. Im więcej włoży się wysiłku w rozpracowanie czy zapamiętanie czegoś, im więcej pracy nas to kosztuje, tym większa szansa, że zostanie w głowie. Przy czym, przeczytać raz czy posłuchać nie wystarczy, tu są potrzebne powtórzenia, także powtórzenia za nagraniem, powtórzenia we własnej głowie. Słowa ze sfery biernego słownictwa nie przeskoczą same do  słownictwa czynnego. Trzeba nad nimi pracować, aktywizować je we własnej głowie, powtarzać, łączyć w zdania. 

Oddam głos Vladimirowi, który bardzo spokojnie, powoli tłumaczy How to Remember Vocabulary Words.




wtorek, 4 września 2018

Coś dla fanów Grey's Anatomy


Uwaga, uwaga, Grey's Anatomy, 15 sezon, wraca we wrześniu (premiera dokładnie 27.09). Zanim się doczekamy, powspominajmy trochę. Pamiętacie Dereka, Chrstinę, Marka Sloana, Izzie, Goerge'a, Lexie Grey? A pamiętacie Callie, Prestona, Addison? Dzisiaj video o przyczynach ich odejścia i ich dalszych losach. No i mam dla was smutną wiadomość, do tej listy będzie trzeba dopisać Arizonę i April... It sucks, no nie?


sobota, 1 września 2018

Pierwszy września - koniec wakacji, czas pomyśleć o nauce języka, ale... znowu?

Początek września nierozerwalnie łączy się z początkiem roku szkolnego. Nawet jeśli szkołę porzuciliśmy dawno temu, data pierwszy września jakoś tak sprawia, że myślimy ponownie o nauce, w tym o nauce języka. Co prawda, początek roku w szkołach językowych to dopiero październik, ale najbliższe tygodnie zapewne będą dla wielu z was momentem wyboru szkoły, formy nauki (może lekcje), albo okresem zmagania z własną motywacją, żeby nareszcie wziąć się za coś, co jest waszym skrywanym kompleksem. Tym wszystkim, którzy myślą o nauce języka, polecam moje posty dotyczące szkół językowych i wyboru lektora, w których odsłaniam trochę zakulisowej wiedzy o tym, jak działa jedno i drugie, i co należy wiedzieć na wstępie.

Szkoły językowe:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/11/szkoy-jezykowe-czesc-1-lektorzy.html

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/szkoy-jezykowe-czesc-2-grupa.html

Lekcje prywatne:

http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/12/jak-wybrac-lektora.html

Dzisiaj jednak nie o tym. Dzisiaj o tym, dlaczego tak wiele osób zniechęca się do nauki, bo nie widzi efektów. Znacie to na pewno sami: angielski w szkole  i na studiach jakoś nie zostawił was ze znajomością języka, tak samo jak i kolejne próby podejmowane w szkołach językowych, łącznie z metodą Callana i może nawet lekcje prywatne okazały się rozczarowujące. Tyle czasu i kasy, a ja dalej nie mówię...


Wtedy szukacie wyjaśnień. Oczywiście źli nauczyciele, beznadziejne kursy, książki przeładowane gramatyką, tematy nie takie... Inni skłonni widzieć problem w sobie i fiksują się na przeświadczeniu, że nie mają zdolności, że to nie dla nich, że języka się nigdy nie nauczą.

Owszem, nie neguję, że złe doświadczenia mogą być frustrujące, ale tak poza tym, mam dla was niewygodną prawdę: nie ma efektów bez ciężkiej pracy.


Bardzo wiele osób, z którymi miałam kontakt, oczekuje, że przychodzenie na lekcje albo na kurs dwa razy w tygodniu powinno sprawić, że będą robić satysfakcjonujące postępy. Nie wiem, być może coś takiego można usłyszeć w charakterze promocji marketingowej w szkole językowej, ale ja zawsze moim prywatnym uczniom na pierwszym spotkaniu mówię: sama lekcja to za mało, poza tym musi być praca w domu, praca i jeszcze raz praca. Codziennie chociaż 30 minut z językiem, cokolwiek to będzie, słuchanie, czytanie, oglądanie, cokolwiek, co cię zainteresuje i zmotywuje.


Ludzie frustrują się również, bo chodzą na zajęcia, uczą się słówek, robią zadanie i jakoś ta płynność czy widoczny postęp nie przychodzi. Ale gdyby tak uczciwie pomyśleli, ile czasu dziennie spędzają z angielskim, odpowiedź nie byłaby imponująca.

W naukę języka trzeba włożyć bardzo wiele własnej pracy i inicjatywy. Inicjatywy, bo ja mogę polecić tą czy tamtą książkę, tutorial, stronę. Ale sami musicie znaleźć coś dla siebie. Dla każdego sprawdzać się będzie co innego. Każdego interesuje co innego, każdy lubi się uczyć inaczej. Dla każdego również ilość potrzebnego czasu będzie różna w zależności od naszych indywidualnych predyspozycji. Ale zawsze będzie to praca. Angielski nie przyjdzie wraz z wciąganym powietrzem, że tak powiem. 

Jeśli brzmię jak staromodny belfer, posłuchajcie Vanessy. A potem Jamesa. Podoba mi się jego porównanie: You want to speak English today? Sorry, it's not going to happen. It's like: do you want a burger? So you need to catch a cow, kill a cow, bring it to a store, grind it up, then put it on the barbecue.











sobota, 4 sierpnia 2018

Po cudzemu - kanał Arleny Witt na Youtube

Chciałam wam dzisiaj przedstawić Arlenę Witt, youtuberkę, polską lektorkę, której Po cudzemu kanał cieszy się ogromną popularnością. Arleta mówi po polsku, ale to co mówi jest więcej niż przydatne, trafia zawsze w sedno sprawy. Arlena jest naprawdę świetnym lektorem, o dużym doświadczeniu, szerokich horyzontach, a co więcej, praktycznym, zdroworozsądkowym podejściu, które mnie osobiście bardzo odpowiada. Polecam ją szczególnie osobom na początkowym etapie nauki; jej lekcje pomogą uporządkować bałagan pojęciowy i skierują was na właściwe tory, ucząc, jak się uczyć.
Dzisiaj zamieszczam wideo:

Jak się nie bać mówić po angielsku?


w którym Arlena obala wiele mitów i przekonuje was, że to co wam siedzi w głowie i tworzy bariery uniemożliwiające wam mówienie w obcym języku to fałszywe przekonania, które dają się zracjonalizować i pokonać.


czwartek, 2 sierpnia 2018

Cudzoziemcy próbują polskie jedzenie


Coś więcej w temacie "culture shock": polskie jedzenie. Sądzicie, że musi każdemu smakować? No... niezupełnie:)
W pierwszym video "testerzy" próbują nasze smakołyki i... bywa, że się krztuszą.
Drugie video jest nieco bardziej dla nasz friendly, turyści próbują polskich przysmaków na miejscu, czyli Kraków Foodtour (są m. in zapiekanki na Kazimierzu).








sobota, 28 lipca 2018

Metoda Callana

Metoda Callana - na pewno słyszeliście o niej. Wiele osób rozczarowanych tradycyjnymi sposobami nauki myśli: a może to zadziała?

Na czym polega metoda Callana? Stworzona w 1960 przez Robina Callana oparta jest na technikach używanych w armii dla celów szkolenia żołnierzy. Żołnierze, jak wiadomo, proste chłopaki, więc stosowano metody, dzięki którym można było wbić trochę obcojęzycznych zwrotów do najbardziej opornej głowy.

I taki jest Callan. To trochę trening dla opornych. Opiera się głownie na tzw. drillach, czyli powtarzaniu w kółko określonych zdań i struktur. Czy to działa? Na pewno zapewnia "osłuchanie" i zmusza do aktywności, bo cały czas trzeba powtarzać, powtarzać i odpowiadać. Czy to prowadzi do naturalnego mówienia? No, nie wiem. Bo powtarza się mechanicznie wyuczone zdania. Na pewno można zapamiętać sporo. Głównym problemem Callana jednak jest to, co się powtarza. Dobrze, gdyby to były potoczne, przydatne zwroty i wyrażenia. Callan uczy mówić tak, jak się nie mówi w życiu. Powtarza się nienaturalnie brzmiące całe zdania:



Pytanie lektora: „Jeśli idziesz na spotkanie z kimś, to czy zawsze przychodzisz w umówione miejsce wcześniej?”
Odpowiedź naturalna: „Nie, czasem jestem wcześniej, a czasem się spóźniam.”
Odpowiedź wymagana na Callanie: „Nie, gdy idę na spotkanie z kimś to nie zawsze przychodzę w umówione miejsce wcześniej, czasem docieram wcześniej, a czasem się się spóźniam.”
Jeszcze gorzej, że materiały używane w szkołach Callana są równie sztampowe i oderwane od współczesności, bo opracowane zostały lata temu (oczywiście to zależy od szkoły, niektóre uaktualniły materiały). Callan nie używa podręczników, w których znajdują się tematy bieżące. Callan w ogóle nie używa książek; tam się nie czyta, nie pisze, nie słucha, nie uczy gramatyki. Tam się tylko powtarza.
Wierzę, że to może działać w przypadku wybitnie językowo opornych. Osobiście nie wierzę jednak, że to jest dobra metoda dla osób, które potrafią uczyć się czytać, słuchać i pisać w obcym języku, i które chcą rozumieć, czym mówią, czyli uznają potrzebę gramatyki. Nie wyobrażam sobie, jak Callan może przygotować do FCE (takie kursy są w ofercie). A jeżeli tak, to już nie jest czysty Callan, bo taki kurs musi zawierać jednak rozwiązywanie testów.
Nie jestem ekspertem do spraw Callana, przyznaję. Proszona o wyrażenie opinii, staram się to robić oględnie, bo wiem, że mój rozmówca pomyśli, że chcę pognębić konkurencję. Oferowano mi uczenie metodą Callana, ale nigdy w to nie weszłam, bo nie wierzę w tą metodę. Skądinąd znam ludzi, którzy sobie Callana chwalą. 
Poniżej video prezentujące lekcje metodą Callana. Możecie wyrobić sobie własne zdanie.










niedziela, 22 lipca 2018

10 things that will shock you about travelling in Poland

Komunikacja w obcym języku to też wymiana kulturowa, może lepiej zdrzenie kultur. Zastanawialiście się czasami, jak nas postrzegają cudzoziemncy, zwłaszcza ci przyjeżdżający do Polski? Chyba mamy tendencję, żeby sądzić, że muszą być wszystkim zachwyceni, zwłaszcza jeśli oczekiwali białych niedźwiedzi na ulicach. Są więc pewnie zdumieni, że są w środku Europy i mają bankomaty, i MacDonaldy, i sieciówki, a do tego bigos, pierogi i oscypki. No i ta nasza gościnność, i słowiańska dusza. Ale czy rzeczywiście? Warto się czasami przejrzeć w cudzych oczach, nawet jeśli to trochę zmusi nas do wyjścia poza naszą strefę komfortu. Poniżej filmik "10 things that will shock about travelling in Poland". Warto obejrzeć bez uprzedzeń. Pan mówi strasznie szybko, dlatego polecam wersję z napisami



wtorek, 17 lipca 2018

Indian English

Wielu z was pracuje w korporacjach i na co dzień ma kontakt z użytkownikami angielskiego z Indii. Wiem, że tego rodzaju rozmowy, wideokonferencje i kontakty mogą być prawdziwym wyzwaniem. W konfrontacji z angielskim używanym w Indiach można zacząć kwestionować swoje własne umiejętności językowe i zacząć zastanawiać się, czy to aby na pewno ten sam język. Przypatrzmy się więc trochę indyjskiemu angielskiemu, a może da się go trochę oswoić:)













piątek, 13 lipca 2018

Jak wymawiać poprawienie nazwy marek


Czy wiecie, że Levi's to nie "levis" ale "livajz"? Nike to nie "najk" ale "najki", a Amazon to "amazon" a nie "emejzon". Apple to "apl" a nie "ejpl"? To ostatnie słyszę bardzo często. Zachęcam do obejrzenia wideo poniżej, a może dokonacie więcej ciekawych odkryć:)














niedziela, 8 lipca 2018

Gerund & infinitives

Verb pattern albo składnia czasowników. To temat, od którego nie ma ucieczki. Za każdym razem, kiedy budujecie zdanie z dwoma czasownikami, musicie dokonywać wyborów: I spend a lot of time to play/playing computer games. I don't mind to wait/waiting, I enjoy to walk/walking. Wybory te w przypadku popularnych czasowników są często intuicyjne, coś "brzmi" albo nie "brzmi". Sprawa komplikuje się jednak w trakcie nauki, kiedy słówek przybywa i trzeba wiedzieć, jaką składnię ma deny, refuse albo recommend.

Gorzej jeszcze, że czasami obie formy są poprawne, tyle że zmienia się znaczenie:

I stopped to smoke - zatrzymałem się, żeby zapalić.
I stopped smoking - rzuciłem palenie.

I regret saying that - żałuję, że to powiedziałem.
I regret to say - z przykrością muszę powiedzieć.

Typowe czasowniki z bezokolicznikiem:
want, would like, afford, agree, pretend, refuse, hope offer, try, decide, choose, learn, intend, continue, manage, refuse

Typowe czasowniki z gerundem:
enjoy, don't mind, admit, deny, fancy, practise, imagine, consider, involve, dislike, can't stand, avoid


Warto pamiętać, że po preposition (at, of, about, on, with...) zawsze mamy gerund. Dotyczy to w takim razie również wszystkich phrasal verbs.

Ale to wcale nie wyczerpuje sprawy. Bo dwie podstawowe grupy gerund/infinitive dzielą się na pod-grupy. Niektóre czasowniki wymagają dopełnienia, czyli mamy konstrukcję: verb + object + infinitive.

tell sb to do
advise sb to do
persuade sb to do
remind sb to do

W przypadku gerundu z kolei niektóre czasowniki przyjmują preposition:

accuse sb of doing sth
blame sb for doing sth

No i oczywiście jest jeszcze bezokolicznik bez "to", ale na szczęście w nielicznych konstrukcjach:

let sb do
make sb do
would rather do

Poniżej przydatne materiały, szczególnie polecam lekcje video.