czwartek, 21 grudnia 2017

Cat's panic Thursday

U nas też był Panic Thursday, bo Prosiaczek zaliczył wizytę u weterynarza. Wszyscy właściciele kotów wiedzą, jakich przygotowań logistycznych i manewrów wymaga dostarczenie kota do weterynarza. Jeśli się nie wdroży szczegółowego planowania wcześniej i odpowiednich podchodów, wygląda to tak:







Prosiak musiał przejść dość nieprzyjemny zabieg pobierania materiału z opuszka łapki, co pracownik kliniki przypłacił... ugryzieniem w palec. W końcu wezwano mnie do pomocy. Prosiako z głową pod moją pachą dało sobie wbić strzykawę w łapę, i to nawet dwa razy. Zwykle przy pobieraniu krwi też się przydaję, tudzież jestem z Prosiakiem na zdjęciu rentgenowskim:)





Prosiaczek tak w ogóle jest wcieleniem łagodności, dziewczyna w życiu nikogo nie tylko nie ugryzła, ale nawet nie podrapała. Jak ją zabierano na ten zabieg, prosiłam, że taki wrażliwiaczek i żeby obejść się z nią łagodnie... No, ale jesteśmy już w domu i Prosiako odzyskało rezon. Fuczy tylko nie wiedzieć czemu na Pusiastą. Cóż, na kimś trzeba się wyładować.


No i trzeba wylizać łapę po zabiegu i paskudztwach znieczulających:



A tu się już wyczekuje, kiedy wejdę do kuchni (a ja niedobra siedzę i stukam, więc dookoła jest już kocia awantura).




Ja też muszę spuścić emocje, bo to również dla mnie było ciężkie przeżycie. Najpierw przyszło mi wysłuchać przeraźliwego wycia jakiegoś psa. Nie wiem, co mu robili, przypuszczam, że był przy tym właściciel, i wiem, jak psy potrafią histeryzować u weta, ale brzmiało to tak, że czułam się podle siedząc i nie reagując na akt oczywistego okrucieństwa wobec zwierząt. No, a potem słyszałam to samo w wykonaniu mojego własnego  kota. Też mam traumę:(


Teraz muszę wymyślić, jak podać Prosiakowi antybiotyk w tabletce, a mam go podawać przez trzy tygodnie. Opanowałam sztukę "jak zmusić kota do połknięcia tabletki", nie mam tylko niestety patentu, jak zmusić kota, żeby jej nie wyrzygał natychmiast. Dwa, muszę uszyć jej chyba jakąś skarpetkę, żeby nie wylizywała sobie sprayu z łapki... Choć jakoś czarno widzę los tej skarpetki.




Genialny Simon's cat, dokładnie o wizycie u veta, poprawił mi humor, nawet więcej, ja się popłakałam ze śmiechu:)

Enjoy:)







Cała i kolorowa wersja Simon's Cat off to a vet.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz