Dysleksja, dysgrafia, dyskalkulia... Wszyscy znamy te nazwy. Może takich dys-umiejętności jest więcej? Kiedy robiłam prawo jazdy i oblałam egzamin sześć razy z rzędu, mówiłam do wszystkich, że ja muszę cierpieć na dysprzestrzennię:)
Coraz częściej zaczynam się zastanawiać, czy nie istnieje przypadkiem coś takiego jak dysgramatykalia. W swojej pracy napotykam osoby, których problemy z gramatyką wyrastają poza przeciętne, że tak to określę. I tu nie chodzi o problemy z rozpoznawaniem czasów. Nawet jeśli, przy mojej pomocy, uczeń jest w stanie rozpoznać prawidłowo czas, nie jest w stanie go utworzyć. Nawet mając przed sobą "ściągę", czyli wyraźnie rozpisany schemat tworzenia czasów, dalej ma problem ze stworzeniem prawidłowej formy. A pytania i przeczenia to już Mont Everest.
Naprawdę, nie wiem o co w tym chodzi. Są ludzie którzy, aczkolwiek mówią i posługują się tymi formami, nie potrafią w ćwiczeniu utworzyć prawidłowo czasu przeszłego od "to be" (was/were). Strona bierna w tej sytuacji, tak jak conditionale, to jest już w ogóle czarna rozpacz. A przecież to jak w matematyce: jest wzór if + past simple, would + bezokolicznik. To jest jak algorytm: have + been + czasowonik z ing, procedura, nie wiem, jak to nazwać. Ci sami ludzie mają albo mieli na studiach matematykę, pracują w finansach albo księgowości, albo wprowadzają skomplikowane procedury do systemu. Powiem wam szczerze, czasami po wielu lekcjach i wielu próbach, nie potrafię powiedzieć nic więcej niż: to proszę się tego nauczyć na pamięć. "Ale ja tego nie rozumiem". Ale co tu jest do rozumienia? To jest przepis. Ja oczywiście mogę wytłumaczyć tysiąc innych rzeczy, dlaczego to jest II a nie III conditional, możemy dyskutować dlaczego taki czas, a nie inny...
Oczywiście na tym nie poprzestaję. Staram się wejść trochę głębiej w problem i bardzo często orientuję się, że sprawa zaczyna się bardzo dawno, bo od trudności z polską gramatyką. Nie wiem dlaczego, ale czasami dopiero po kilku miesiącach i to dopiero na moje wyraźne indagacje ludzie przyznają się, że pojęcie bezokolicznika nie jest dla nich jasne. Mają problem z rozpoznawaniem czasów także w polskich zadaniach. Samo pojęcie odmiany przez osoby nie jest dla nich oczywiste. Mało tego, pojęcia rzeczownik, czasownik także. A co dopiero gerund i infinitive. Tyle razy posługiwałam się pojęciem podmiotu i orzeczenia. A tu okazuje się, że mój uczeń ma o nich słabe pojęcie. Zwykle jak o tym zaczynamy rozmawiać, słyszę, że szkoła tego nie uczyła na lekcjach polskiego, albo już tego nie pamiętają. Zdarzają się kuriozalne zaniedbana w programie nauczania, zdarzają się źli nauczyciele, gramatyka jest i tak zredukowana do minimum. Kiedy jednak sama próbuję tłumaczyć prosto i przystępnie, też mam wrażenie, że niewiele z tego wynika...
Może więc istnieje dysgramatykalia? Może. Wszyscy jesteśmy w czymś dobrzy, a w czym innym nie. To nie znaczy, że nie możecie się nauczyć mówić po angielsku. Ale powiem was coś na koniec. Ja sama jestem przypadkiem dysgrafii i dysleksji. W moim czasach się tego nie diagnozowało, zwłaszcza w przypadku dzieci, które nie miały problemów w szkole. Jako nauczyciel dowiedziałam się o tych zaburzeniach na studiach więcej i dlatego wiem, że moje notoryczne przestawianie liter, mylenie podobnych głosek, ślepota na błędy i bardzo długo problemy z czytaniem na głos to dość klasyczny przypadek. Napsuło mi to trochę krwi, bo moje wyniki czasami nie były takie, jak mogłyby by być (zawsze chwalono moje wypracowania za "myśl", ale dwa błędy ortograficzne sprowadzały moją wiarę we własne umiejętności pisarskie do poziomu podłogi, czyli +3). No, ale... skończyłam dwie filologie i zrobiłam doktorat, tudzież całe życie uczę innych. Chcieć to móc. Prawo jazdy zrobiłam i jeżdżę na codzeń; mistrzem kierownicy może nie jestem, ale potrafię zaparkować w miejscu, z którego rezygnują inni. A, i z matematyką miałam zawsze problemy, ale mam własną firmę i muszę wystawiać faktury, robić księgowość i płacić podatki. Liczyć własne pieniądze potrafię jakoś całkiem skutecznie. Więc grunt to motywacja.
Osoby z dysgramatykalią wymagają innego podejścia, niewątpliwie. Wymagają zdrowego rozsądku nauczyciela i większej pomocy niż inni. Ale się da, wierzcie mi.
Wszystkim innym szepnę na ucho: poczytajcie trochę w internecie o polskiej gramatyce i odświeżcie wiedzę o podstawowych częściach mowy. I jeszcze jedno, jak nie wiecie, co to przysłówek, pytajcie. Bardzo proszę, pytajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz