Czy będziesz zadowolony z kursu w szkole językowej i ile z niego wyniesiesz, dużej mierze zależy od grupy, w której się znajdziesz. Fajnie mieć w grupie ludzi po pierwsze o zbliżonym poziomie umiejętności, po drugie w zbliżonym do siebie wieku.
Nie zawsze tak jest. Po pierwsze zawodzi system rozpoziomowania, czyli tzn. placement testy. Robi się je zwykle on-line. Testy te sprawdzają gramatykę i słownictwo. Nie testują innych umiejętności. Wyniki często okazują się zawodne wobec realnych umiejętności. Aby faktycznie ocenić czyjeś umiejętności i to, jak będzie funkcjonował w grupie, potrzebna jest rozmowa. W dobrych szkołach przeprowadza ją metodyk. To była moja rola. Przeprowadziłam takich rozmów setki, wysyłano mnie także do firm, by zweryfikować wyniki testów i dokonać ostatecznego przydziału do grup. Wierzcie mi, właściwe przypisanie osób jest trudne. Są ludzie, którzy po wielu latach nauki osiągają, powiedzmy, w teście poziom C1; znając słownictwo, gramatykę i skomplikowane struktury, ale nie potrafią się wypowiadać. Mają problem z formułowaniem zdań, mówią wolno, z przerwami, utykając. I są osoby po pobycie za granicą, które brzmią świetnie, naturalnie, wypowiadają się gładko i płynie, ale padają na najprostszym przykładzie gramatycznym. Naprawdę, każdemu trzeba poświęcić trochę czasu, żeby poznać jego możliwości i zdecydować, gdzie będzie funkcjonował najlepiej. Dobrze, jeśli jest wybór, bo jest szkoła duża i ma wiele grup.
Gorzej wygląda to w przypadku mniejszych szkół, które czasami mają problem z otworzeniem grupy na danym poziomie. A grupę trzeba stworzyć raczej niż odprawić potencjalnych klientów. Ludzie przyszli, chcą się uczyć i z to zapłacić. Więc czasami tworzy się grupę, mówiąc oględnie, z elementów mało do siebie pasujących. W ten sposób świadomie umieszcza się w jednej grupie osoby, które mogłyby być równie dobrze poziom wyżej lub niżej. Mało tego, zdarzało mi się mieć w jednej grupie osoby zainteresowane business English, zdawaniem egzaminu Cambridge, i nie zainteresowanych zdawaniem czegokolwiek w ogóle. Szkoła z jakiegoś powodu sądziła, że lektor jest w stanie tak ułożyć zajęcia, żeby sprostać tym rozrzuconym oczekiwaniom.
Nawet w przypadku zbliżonego wyniku z placement test, w grupie mogą spotkać osoby bardzo różne. Dajmy na to, są to: trzy uczennice gimnazjum, jeden student, dwóch informatyków, matka na macierzyńskim, dwie panie w średnim wieku i starszy mężczyzna. Każdy wymaga innego podejścia i innego tempa. A jeszcze gorzej, jeśli trzeba o czymś podyskutować, albo porozmawiać, zwłaszcza w parach, bo te osoby nie mają zupełnie inne doświadczenie życiowe. Najgorzej wygląda do zawsze w przypadku grup na niższym poziomie, szczególnie początkujących. Ich skład jest mozaiką wieku, wykształcenia i sytuacji życiowych. Przekrój socjologiczny wyrównuje się zwykle na poziomach wyższych, bo przechodzi na nie podobny typ osób, mówiąc ogólnie, młode i zdeterminowane.
Nawet jednak jeśli w grupie są ludzie o zbliżonym wieku i przekroju społecznym, zajęcia dominują zawsze ta same pewne siebie i wygadane osoby. Inni siedzą cicho, poblokowani i spięci, i patrzą na lektora z miną „tylko nie ja”. Wiem, że irytujecie się w takiej sytuacji na nauczyciela, że nie potrafi ograniczyć przestrzeń dla notorycznych ekstrawertyków i zachęcić tych pospinanych i milczących. Wierzcie mi, to jest trudne.
Rozpoziomowanie
Nie zawsze tak jest. Po pierwsze zawodzi system rozpoziomowania, czyli tzn. placement testy. Robi się je zwykle on-line. Testy te sprawdzają gramatykę i słownictwo. Nie testują innych umiejętności. Wyniki często okazują się zawodne wobec realnych umiejętności. Aby faktycznie ocenić czyjeś umiejętności i to, jak będzie funkcjonował w grupie, potrzebna jest rozmowa. W dobrych szkołach przeprowadza ją metodyk. To była moja rola. Przeprowadziłam takich rozmów setki, wysyłano mnie także do firm, by zweryfikować wyniki testów i dokonać ostatecznego przydziału do grup. Wierzcie mi, właściwe przypisanie osób jest trudne. Są ludzie, którzy po wielu latach nauki osiągają, powiedzmy, w teście poziom C1; znając słownictwo, gramatykę i skomplikowane struktury, ale nie potrafią się wypowiadać. Mają problem z formułowaniem zdań, mówią wolno, z przerwami, utykając. I są osoby po pobycie za granicą, które brzmią świetnie, naturalnie, wypowiadają się gładko i płynie, ale padają na najprostszym przykładzie gramatycznym. Naprawdę, każdemu trzeba poświęcić trochę czasu, żeby poznać jego możliwości i zdecydować, gdzie będzie funkcjonował najlepiej. Dobrze, jeśli jest wybór, bo jest szkoła duża i ma wiele grup.
Gorzej wygląda to w przypadku mniejszych szkół, które czasami mają problem z otworzeniem grupy na danym poziomie. A grupę trzeba stworzyć raczej niż odprawić potencjalnych klientów. Ludzie przyszli, chcą się uczyć i z to zapłacić. Więc czasami tworzy się grupę, mówiąc oględnie, z elementów mało do siebie pasujących. W ten sposób świadomie umieszcza się w jednej grupie osoby, które mogłyby być równie dobrze poziom wyżej lub niżej. Mało tego, zdarzało mi się mieć w jednej grupie osoby zainteresowane business English, zdawaniem egzaminu Cambridge, i nie zainteresowanych zdawaniem czegokolwiek w ogóle. Szkoła z jakiegoś powodu sądziła, że lektor jest w stanie tak ułożyć zajęcia, żeby sprostać tym rozrzuconym oczekiwaniom.
Grupa
Nawet w przypadku zbliżonego wyniku z placement test, w grupie mogą spotkać osoby bardzo różne. Dajmy na to, są to: trzy uczennice gimnazjum, jeden student, dwóch informatyków, matka na macierzyńskim, dwie panie w średnim wieku i starszy mężczyzna. Każdy wymaga innego podejścia i innego tempa. A jeszcze gorzej, jeśli trzeba o czymś podyskutować, albo porozmawiać, zwłaszcza w parach, bo te osoby nie mają zupełnie inne doświadczenie życiowe. Najgorzej wygląda do zawsze w przypadku grup na niższym poziomie, szczególnie początkujących. Ich skład jest mozaiką wieku, wykształcenia i sytuacji życiowych. Przekrój socjologiczny wyrównuje się zwykle na poziomach wyższych, bo przechodzi na nie podobny typ osób, mówiąc ogólnie, młode i zdeterminowane.
Nawet jednak jeśli w grupie są ludzie o zbliżonym wieku i przekroju społecznym, zajęcia dominują zawsze ta same pewne siebie i wygadane osoby. Inni siedzą cicho, poblokowani i spięci, i patrzą na lektora z miną „tylko nie ja”. Wiem, że irytujecie się w takiej sytuacji na nauczyciela, że nie potrafi ograniczyć przestrzeń dla notorycznych ekstrawertyków i zachęcić tych pospinanych i milczących. Wierzcie mi, to jest trudne.
Jakimś patentem na to jest praca w parach/grupach. Bo wtedy każdy ma miejsce dla siebie i publiczność ograniczoną do drugiej osoby. Ludzie tego jednak nie lubią i to działa kiepsko. Skoro nauczyciel nie słucha, nie ma sensu się produkować, tym bardziej, ze nikt nie poprawi błędów.
Kolejna sprawa to to, że ludzie nie chodzą na zajęcia, albo je opuszczają. Grupy w ciągu roku się rozsypują. Dlaczego? No czasami z braku czasu i determinacji uczniów, a czasami z powodu jakości nauczania. Stosunkowo niewiele osób przechodzi w tej samej szkole na wyższy poziom. Albo rezygnują z nauki w ogóle, albo szukają szczęścia gdzie indziej.
Kolejna sprawa to to, że ludzie nie chodzą na zajęcia, albo je opuszczają. Grupy w ciągu roku się rozsypują. Dlaczego? No czasami z braku czasu i determinacji uczniów, a czasami z powodu jakości nauczania. Stosunkowo niewiele osób przechodzi w tej samej szkole na wyższy poziom. Albo rezygnują z nauki w ogóle, albo szukają szczęścia gdzie indziej.
Jak uczą szkoły
Jeden czynnik w równaniu z dwoma niewiadomymi jest przewidywalny. Sposób nauczania. Bywają nauczyciele lepsi i gorsi, ale wszyscy mają postępować wg tego samego metodycznego wzorca, kształtowanego przez wiodące podręczniki i nauczanego na anglistyce na przedmiocie zwanym metodyka. O podręcznikach już pisałam. Znajdziecie więcej w poście Dlaczego po tylu latach nauki mam wciąż problem z językiem:
http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/11/dlaczego-po-wielu-latach.html
Współczesne podręczniki są bardziej scenariuszem lekcji rozpisanym na polecenia i głosy (lektor-uczeń-grupa-praca-w-parach) niż książką. Polecenia w nich zawarte stoją w sprzeczności z naturalnymi zachowaniami (nie patrzymy, tylko słuchamy, nie czytamy, tylko zgadujemy, chociaż odpowiedź jest dwie linijki dalej). Z nagłówka lekcji w książce widać, że będzie pierwszy conditional, ale żeby odpowiedzieć na naturalne pytanie uczniów, co to takiego, trzeba zrobić pół lekcji, ba najpierw słuchamy dialogi i powtarzamy strukturę, żeby w połowie lekcji dowiedzieć się dopiero, że to pierwsze zdanie warunkowe i jak się je tworzy (w metodyce nazywa się to uczenie gramatyki w kontekście). Podręczniki te są dla niektórych łamigłówką, dla innych testem na inteligencję, bo nie każdy wie, jak układać obrazki i dopasowywać usunięte zdania do dziur w tekście. Na indywidualnych lekcjach widzę, ile czasu ludziom, zwłaszcza nie obytym z z nauką języka, zajmuje samo pojęcie, o co chodzi w poleceniu i jak od razu zaczynają w siebie wątpić. Te uzupełnianki, dobieranki, a b c, tak zaprojektowane, żeby i a i b wydawało się dobre, a dobre jest c mogą skutecznie zniechęć do nauki. No i oczywiście gramatyka, gramatyka i bardzo niewiele sekcji ze speakingiem.
W szkole działa to tak, że nauczyciele są rozliczani z realizacji podręcznika, mają program, a potem są testy sprawdzające. Więc uczą pod testy, które są także miarą jakości ich własnej pracy. Na lekcji nie ma wobec tego za wiele czasu na swobodną dyskusję, albo aktywności typu jakieś scenki, odgrywanie ról i uczenie przez działanie. Czy w ogóle uczenie poza podręcznikiem. Celem takiego nauczania jest za to ostatecznie przygotowanie cię do egzaminów Cambridge, zresztą wielu innych egzaminów, ponieważ egzaminy te wyznaczają standardy (czerpie z nich matura i egzaminy na studia).
http://agnielskiagnieszki.blogspot.com/2017/11/dlaczego-po-wielu-latach.html
Współczesne podręczniki są bardziej scenariuszem lekcji rozpisanym na polecenia i głosy (lektor-uczeń-grupa-praca-w-parach) niż książką. Polecenia w nich zawarte stoją w sprzeczności z naturalnymi zachowaniami (nie patrzymy, tylko słuchamy, nie czytamy, tylko zgadujemy, chociaż odpowiedź jest dwie linijki dalej). Z nagłówka lekcji w książce widać, że będzie pierwszy conditional, ale żeby odpowiedzieć na naturalne pytanie uczniów, co to takiego, trzeba zrobić pół lekcji, ba najpierw słuchamy dialogi i powtarzamy strukturę, żeby w połowie lekcji dowiedzieć się dopiero, że to pierwsze zdanie warunkowe i jak się je tworzy (w metodyce nazywa się to uczenie gramatyki w kontekście). Podręczniki te są dla niektórych łamigłówką, dla innych testem na inteligencję, bo nie każdy wie, jak układać obrazki i dopasowywać usunięte zdania do dziur w tekście. Na indywidualnych lekcjach widzę, ile czasu ludziom, zwłaszcza nie obytym z z nauką języka, zajmuje samo pojęcie, o co chodzi w poleceniu i jak od razu zaczynają w siebie wątpić. Te uzupełnianki, dobieranki, a b c, tak zaprojektowane, żeby i a i b wydawało się dobre, a dobre jest c mogą skutecznie zniechęć do nauki. No i oczywiście gramatyka, gramatyka i bardzo niewiele sekcji ze speakingiem.
W szkole działa to tak, że nauczyciele są rozliczani z realizacji podręcznika, mają program, a potem są testy sprawdzające. Więc uczą pod testy, które są także miarą jakości ich własnej pracy. Na lekcji nie ma wobec tego za wiele czasu na swobodną dyskusję, albo aktywności typu jakieś scenki, odgrywanie ról i uczenie przez działanie. Czy w ogóle uczenie poza podręcznikiem. Celem takiego nauczania jest za to ostatecznie przygotowanie cię do egzaminów Cambridge, zresztą wielu innych egzaminów, ponieważ egzaminy te wyznaczają standardy (czerpie z nich matura i egzaminy na studia).
* * *
Nie piszę tego, aby zniechęcać was do szkół. Opowiadam o tym, czego nie dowiecie się z oficjalnych źródeł. Tłumaczę, czego oczekiwać, na co zwróć uwagę i jaki wybór podjąć.
Co więc brać pod uwagę? Warto upewnić się czy rozpoziomowanie zakłada rozmowę z metodykiem. Poza tym wielkość szkoły. Duża szkoła to większa szansa, że grupy będą dobrze dobrane, a nie sklecone na siłę. Wielkość grupy to drugie. Ponad 10 osób to tłum. Ale poniżej 5 osób to też nie za dobrze, bo zawsze kogoś nie będzie, i uczyć będzie się w towarzystwie osób do znudzenia tych samych, poznanych na wylot w ciągu dwóch pierwszych miesięcy. Grupa musi mieć swoją dynamikę. Kolejna sprawa to książka. English File i nic innego. Naprawdę cała reszta podręczników używanych w szkołach udręczy was gramatyką i ćwiczeniami. No chyba, że z całą świadomością wybieracie grupę przygotowującą do jakiegoś egzaminu.
Ja się z tego systemu wypisałam i pracując dla siebie mam możliwość uczenia tak, jak chcę, czyli w sposób, w który wierzę. Ale na koniec powiem, że oprócz rozczarowanych, spotykam często osoby, które wyrażają się bardzo pozytywnie o kursie odbytym w szkole, albo np. chodzą na lekcje prywatne i na kurs. Szkoły językowe ostatecznie są najpopularniejszym sposobem nauki języka.
Powtórzę na koniec to, co już tutaj pisałam: nie ma ostatecznie znaczenia, jak się uczysz, ważne, ze się uczysz. Każdy twój kontakt z językiem jest ważny i wartościowy. Skoro jesteś na kursie, postaraj się wynieść z niego jak najwięcej. Nie poddawaj się i nie zniechęcaj. W nauce języka kropla draży kamień, postęp przychodzi małymi krokami. Chodź na zajęcia, rób zadanie, powtarzaj słówka. W nauce ważna jest też różnorodność. W przyszłym roku możesz podjąć inną decyzję. Ale nie zniechęcaj się. Keep smiling and carry on jak mówią Brytyjczycy, albo wersja dla uczących się:
Powtórzę na koniec to, co już tutaj pisałam: nie ma ostatecznie znaczenia, jak się uczysz, ważne, ze się uczysz. Każdy twój kontakt z językiem jest ważny i wartościowy. Skoro jesteś na kursie, postaraj się wynieść z niego jak najwięcej. Nie poddawaj się i nie zniechęcaj. W nauce języka kropla draży kamień, postęp przychodzi małymi krokami. Chodź na zajęcia, rób zadanie, powtarzaj słówka. W nauce ważna jest też różnorodność. W przyszłym roku możesz podjąć inną decyzję. Ale nie zniechęcaj się. Keep smiling and carry on jak mówią Brytyjczycy, albo wersja dla uczących się:
Czy starsze wydanie pod tytułem 'New English File' może z powodzeniem zastąpić nowszą 3 edycję tego podręcznika pod tytułem: 'English File'. Oczywiście nie mam zamiaru bazować w czasie nauki tylko na tym podręczniku, a chciałabym, aby był ona podręcznikiem bazowym.
OdpowiedzUsuń