sobota, 13 stycznia 2018

Jak samemu ćwiczyć mówienie


Oczywiście, mówienie najlepiej ćwiczyć przez mówienie. Jednak to nieprawda, że nie można nad tym pracować samodzielnie. Można. We wpisie:


pisałam to tym, jak ważne dla postępu w mówieniu jest słuchanie. Ale dzisiaj nie o tym.

Bardzo często moim uczniom polecam przygotować jakąś wypowiedź w domu. Czymś zupełnie innym jest spontaniczna produkcja językowa na lekcji; uczeń nie tylko ma problem, jak to powiedzieć, ale nie wie także często, co ma powiedzieć. Dlatego proszę o przemyślenie tematu w domu i przygotowanie się do rozmowy. Wygląda to wtedy zupełnie inaczej. 
O co jednak w takim przygotowaniu chodzi. W przypadku nowych osób, którym zlecam takie zadanie po raz pierwszy, często dochodzi do nieporozumienia i przynoszą na lekcję napisany tekst, który potem próbują odtworzyć. Wszystko razem zamienia się w poprawę writingu, bo jak ktoś coś napisał z błędami i jest to na papierze, a jeszcze gorzej, tak się nauczył, trzeba to poprawić. I oczywiście taka odtworzona i wyuczona wypowiedź nie ma nic wspólnego z mówieniem, więc zupełnie nie o to chodzi. Kiedyś zadawano czytanki do nauczenia na pamięć, stara technika, ale może nie taka znowu zła, ja osobiście pamiętam do tej pory zapamiętane w ten sposób całe frazy. No, ale to tylko ma sens w przypadku wzorcowego tekstu.
Nie, nie mówimy o uczeniu się na pamięć. Ćwiczenie takie ma służyć temu, abyście przepracowali temat w głowie, wydobyli z pamięci słowa, które znacie i zbudowali z nich zdania z namysłem, mając szansę na poprawę, a może czasami i sprawdzenie czegoś. Można ćwiczyć w ten sposób przy myciu naczyń, stojąc w korku albo w kolejce, jadąc w tramwaju, czekając u lekarza. To nawet całkiem dobry sposób, żeby oszczędzić sobie nerwów albo irytacji i zająć umysł czymś innym. I oczywiście chodzi o to, żeby taką wypowiedź powtórzyć w głowie kilka razy. Może ze zmianami, modyfikacjami, traktując sprawę swobodnie i naturalnie.
Kiedy dziecięciem byłam w komunistycznej Polsce i mój kontakt z angielskim ograniczał się do jednego podręcznika (czy ktoś pamięta rodzinę Brownów, Jane i Toma? a może pamiętacie książkę Alexandra?) i lekcji raz w tygodniu, bardzo często siedząc w tramwaju albo na nudnej lekcji wyobrażałam sobie, że rozmawiam z kimś po angielsku. Miałam takiego imaginary friend, bezosobową postać, Anglika w wersji "każdy", everyman (albo woman), może to był nauczyciel, nie wiem, po prostu gadałam do Anglika w mojej głowie i opowiadałam mu historie. A jak utknęłam na jakimś słówku, sprawdzałam w domu. Ale takie ćwiczenie nie służy ogólnie grzebaniu po słowniku, ale aktywizowaniu obecnych już pokładów w waszej pamięci. 
Znacie to uczucie frustracji, kiedy mówiąc w realnej sytuacji, nie możecie wydobyć z głowy bardzo oczywistego słowa, które doskonale znacie? No, więc wyobraźcie sobie, że wasza pamięć to piwnica, gdzie jest mnóstwo korytarzy, drzwi i schowków. Jeśli potrzebujecie dane słowo, musicie tam zbiec i w sekundę znaleźć to, czego potrzebujecie. A jeśli nie możecie znaleźć, to dlatego że nie wiecie, które to drzwi i za którym zakrętem. Ale jeśli zbiegniecie do tej piwnicy pięć, dziesięć, piętnaście razy, będzie znać drogę na pamięć, prawda? Mówiąc mądrzej, musicie stworzyć szlaki neuronalne, wasz mózg musi zbudować połączenia tak, aby impuls biegł jak po światłowodzie.
Inne moje porównanie to nauka jazdy. Muszę się przyznać, że tak jak wszystko inne w życiu w sensie nauki przyszło mi bardzo łatwo, i na obu kierunkach studiów nie oblałam ani razu żadnego egzaminu, tak historia mojego prawa jazdy jest historią żenujących porażek. Zdałam za siódmym podejściem, po trzech latach usiłowań. Zdałam nie dlatego, że jechałam lepiej. Lało jak z cebra, było ciemno, był masakryczny ruch, ale jakoś tak wywiązała się rozmowa...
Moim głównym problemem był stres. Ja się po prostu bałam jeździć. W stresie mój mózg nie był w stanie przetworzyć bodźców na informacje i impulsy. Biegi, sprzęgło, znaki, światła, inne samochody, tramwaje, piesi.  Za dużo. Każdy instruktor po kolei irytował się na mniej, że przecież byliśmy już pięć razy na tym skrzyżowaniu i ja powinnam już wiedzieć, na którym pasie mam się ustawić....
Tak samo jest z rozmową w obcym języku. Też stres (może nie taki jak na drodze), spięcie, lęk, poczucie bycia ocenianym i wiele rzeczy, o których mózg musi równocześnie pamiętać. Słówka, ale też czasy, formy, jak zbudować zdanie, składnia, gramatyka, wymowa, a tu jeszcze rozmówca o coś pyta, i trzeba równocześnie słuchać i rozumieć.
Kiedy zaczęłam jeździć na dobre, odkryłam, ile rzeczy się automatyzuje. Mózg już nie przetwarza świadomie komunikatu "czerwone", tylko noga naciska hamulec. Nie zastanawiasz się, na którym masz być pasie, bo wiesz, i zmieniasz pas myśląc o czymś innym. Skąd się to bierze? Z ilości powtórzeń. Skoro wykonujesz te same czynności i podejmujesz te same decyzje codziennie, twój mózg pamięta te wybory. Tworzy połączenia, tworzy drogi neuronalne i to, co robisz na drodze, dzieje się automatycznie. To samo dzieje się, kiedy zmusisz mówić, na co dzień używasz języka, bo nie masz innego wyjścia, jesteś wrzucony w środowisko wielojęzyczne, przestajesz myśleć, analizować i oceniać, liczy się tylko efektywna komunikacja.
Ale ponieważ niewiele osób w Polsce pracuje w aż tak międzynarodowym środowisku, albo ma w otoczeniu cudzoziemców, co możemy zrobić, to ćwiczyć na sucho i tworzyć te drogi neuronalne w naszej głowie. To nie musi być mówienie do lustra. To sztuczne, dziwne, no i trzeba na to czasu. Dlatego proponuje układanie wypowiedzi w głowie. Wyobraźcie sobie, że opowiadacie komuś o swoim weekendzie, o filmie, który obejrzeliście, co robiliście dzisiaj. Można wziąć jakikolwiek temat, nawet z książki. Moje propozycje pierwsze z brzegu: 

travelling
eating out
friends
healthy diet
living in a big city
internet shopping
having a car
my dream job
irritating habits

Nic trudnego, skomplikowanego, ambitnego. Raczej coś potocznego i konwencjonalnego. Spróbujcie, ile potraficie wymyślić. To jest też ćwiczenie płynności i mówienia w ogóle.

Przyznam wam się do czegoś. Bardzo trudno pracuje mi się z ludźmi, którzy z natury nie lubią mówić. I to nie jest kwestia języka, ale osobowości. Oczywiście język obcy jest dodatkową barierą. Są osoby, które każde pytanie będą kwitować: yes albo no (tak przy okazji, po angielsku to jest po prostu niegrzeczne; jeśli chcecie się zgodzić to: yes, I do, yes, I am, yes, I will itd...). W najlepszym razie będzie to: I don't know, hard to say, it depends.
Podstawą sukcesu w nauce języka jest chęć komunikacji. Znacznie szybciej zaczynają mówić osoby otwarte, komunikatywne, ekstrawertyczne. Nie mam wobec tego dobrych wiadomości dla introwertykówJeśli nie chcesz mówić, nie zrobisz postępu. Staram się, jak mogę, otwierać takie osoby, niestety czasami jest to bardzo trudne. Jeśli oddalasz w ten sposób pytania, które mają cię motywować do rozmowy, uniemożliwiasz komunikację. Musisz uczynić wysiłek, wyjść poza swoją strefę komfortu. Naciskany przeze mnie uczeń mówi: ale ja nie wiem, co mam powiedzieć. Każdy, ale to każdy potrafi coś powiedzieć na tematy z gatunku tych powyżej. To jest kwestia chęci i ćwiczenia. Nawet jeśli masz opowiadać oczywistości, ćwiczysz język i ćwiczysz mózg. 
Na niektórych egzaminach tak wygląda część pod nazwą speaking: masz dwie minuty i masz wyprodukować się na temat travelling broadens the mind albo: what can you do for the enviroment?. Bez względu na to, jak idiotyczne wydają ci się te tematy, masz mówić przez dwie minuty, mówić, nie pauzować, nie zastanawiać się, nie e... y..., nie szukać słowa itd.
Więc oprócz ćwiczenia mówienia w obcym języku, można w ten sposób ćwiczyć umiejętność mówienia w ogóle, wymyślania, zbierania pomysłów. Że to "lanie wody"? Powiem wam coś, jako humanista ze szczególną predylekcją do słowotoku. Umiejętność wypowiadania się, komunikowania się, rozmowy, zagadywań, small talków w potocznych, codziennych sytuacjach to ogromna zaleta w życiu. Może wam pomóc nawiązać kontakty, zjednać sobie ludzi, sprawdzić, że przestajecie być anonimowi, że ktoś was zapamięta, że ktoś wam pomoże. Ja gadam z taksówkarzami, lekarzami, urzędnikami, panią w sklepie. Kurierzy poznają mnie na ulicy. Panowie z Tesco znają moje koty. Komunikacja z ludźmi może zmienić wasz dzień na lepsze i... pomóc zdać egzamin na prawo jazdy.

Więc ćwiczcie mówienie, wydobywajcie z piwnicy słówka, budujcie zdania i wymyślajcie, co powiedzieć. Ćwiczycie mózg, ćwiczycie kreatywność, a przez powtórzenia, ćwiczcie płynność.

Jutro tutorial video na dokładnie ten sam temat. Szczerze mówiąc, pisanie tego bloga daje mi wiele radości. Zwłaszcza, jeśli znajduję dokładnie to samo, co sama "zapodaję" uczniom na podstawie  wielu lat własnej praktyki, wyłożone przez brytyjskiego nauczyciela i to jeszcze pod fachową nazwą:)

Tak więc jutro technika JAM.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz