czwartek, 30 listopada 2017

Szkoły językowe - część 1 lektorzy



Porozmawiajmy o zajęciach w szkołach językowych, skoro wywołałam ten temat w poprzednim poście. Najpierw fakty: pracowałam przez wiele lat dla szkół językowych, wybrałam pracę dla siebie, prowadzę zajęcia indywidualne. To musicie wiedzieć, żeby wziąć pod uwagę moją perspektywę.

Często jestem pytana, jaką wybrać szkołę. Nie mam rekomendacji. Twoje zadowolenie z zajęć w szkole językowej jest kwestią szczęścia. Zaraz wyjaśnię. Najpierw zgódźmy się, że mówimy o szkołach z ustaloną pozycją na rynku, nie efemerycznych tworach, które dzisiaj są, jutro znikną. Ale to już trochę nie te czasy, rynek jest zdominowany przez duże, dobrze obecne w krajobrazie szkoły,  niektóre z nich to ogólnopolskie sieciówki, o których możecie poczytać w internecie (ale uwaga, przygotowując tego posta trafiłam na forach internetowych na entuzjastyczne, cacy-cacy opinie pisane w sposób oczywisty na zamówienie). Generalnie, zmierzam do tego, że mówimy o szkołach, które trzymają pewien poziom. Niestety, cała reszta jest dość mocno kwestią przypadku.

 Co mam na myśli? Twoje zadowolenie z kursu to głównie dwa czynniki poza twoim świadomym wyborem: lektor i grupa.

W tym poście opowiem wam trochę o lektorach. 

Nauczyciela raczej nie możesz sobie wybrać, nawet jeśli zebrałeś opinie i w szkole jest kilka grup na twoim poziomie. Kiedy zapisujesz się do grupy, szkoła raczej nie poinformuje cię, kto ją będzie prowadził. Przydziałem grup rządzą różne czynniki, np. grafiki nauczycieli w innych miejscach. Na etapie zapisów to raczej znak zapytania. Poza tym lektorzy zmieniają się bardzo często. Dlaczego? Bo to taki typ pracy: szkoły nie zatrudniają na etat ani nie gwarantują takiej ilości godzin, aby dobrego nauczyciela przywiązać do szkoły na dłużej. Nie mówię, że to się nie zdarza. Ale zwłaszcza młodzi szukają szczęścia, gdzie trawa jest zieleńsza.

Tym bardziej, że nauczycieli zaczyna brakować. Szkoły muszą ich poszukiwać. Kilka lat temu to ja aktywnie szukałam pracy, teraz dostaję oferty, chociaż pracy nie szukam. Z tych ofert dowiaduję się rzeczy ciekawych, na przykład, że stawki poszły drastycznie w górę, a wymagania w dół; w tej chwili to 2 lata doświadczenia i licencjat. Jeśli tak, nie dziwcie się, że nauczyciele rozczarowują. Mało tego, anglistyka wypuszcza ludzi o coraz niższych umiejętnościach. Wierzcie mi, ja na lekcjach mam studentów filologii angielskiej, którym pomagam przygotować się do rutynowych egzaminów. Koledże są pozamykanie, na anglistykę idzie coraz mniej ludzi i często jest to wybór negatywny. Na studnia techniczne się nie nadaję, na ekonomię też nie pójdę, bo nie radzę sobie z matematyką, no to może anglistyka, bo umiem trochę angielski. Na anglistykę trafiają w tej chwili osoby na podstawie podstawowej matury z angielskiego (nie piszę gdzie, ale tak bywa naprawdę) i bez większych zdolności językowych. Po skończeniu studiów nikt się nie rwie do uczenia, skoro można znaleźć pracę w korporacji. Anglistyka, z niegdyś prestiżowego kierunku, gdzie bardzo trudno było się dostać, stała się kołem ratunkowym, żeby w ogóle studiować. Paradoksem jest, że równocześnie zarobki lektorów rosną, a praca prosi, żeby ją wziąć. 

Dlaczego nauczyciele uciekają z zawodu? Bo to nie jest łatwe życie. To jest praca na umowę-zlecenie albo trzeba założyć własną działalność. I to nie jest praca od 8 do 16, tylko od rana do wieczora: rano zajęcia w firmach, po południu w szkołach (zajęcia czasami kończą się o 21 30). Ta praca nie da ci stałych zarobków, płatnego urlopu, ani nawet płatnego zwolnienia. Nie pracujesz, nie zarabiasz. Nie masz nigdy pewności, ile i gdzie dostaniesz godzin. Szkoły nie gwarantują niczego. Firmy rozwiązują kontrakty albo rozpisują nowy przetarg, grupy rozwiązują się w ciągu roku. Ja na sobie doświadczyłam światowego krachu z roku 2007. Masowe zwolnienia, a przede wszystkim cięcia budżetowe. Z dnia na dzień straciłam praktycznie 3/4 zajęć w firmach. ZUS w tej chwili to 1200 zł. Jak jestem chora, to daruję sobie narabianie z ZUSem, bo ile razy zgłosiłam zwolnienie (tydzień) wzywano mnie do złożenia wyjaśnień, albo nasyłano na mnie lekarza, który przychodził do domu i wyciągał mnie z łóżka, żeby mnie zbadać (naprawdę). No i ja pomijam już, że uczenie nie jest łatwe samo w sobie. Ja akurat kocham pracę z ludźmi, jej dynamikę i zmienność, z niej czerpię energię; umarłabym w biurze wklepując do komputera liczby. 

Ale wróćmy do tematu, czyli szkoły językowej. Szkoły zatrudniają również native speakerów. Niestety, tu też nie mam dobrych wiadomości. Od razu powiem: chwała tym ludziom, że chce im się uczyć angielskiego w dziwnym kraju nad Wisłą, za pieniądze, za które nie są w stanie w tym kraju żyć na poziomie w dalekim przybliżeniu porównywalnym do standardu życia kraju rodzinnego. Przyjeżdżają tu więc zwykle na krótko i jadą dalej. Rzadko też mają przygotowanie pedagogiczne, a jeszcze rzadziej,  filologiczne. Pojęcia gerund albo participle są im raczej obce, szkoła brytyjska od dawna dała sobie spokój z nauczaniem gramatyki. Jest ich niewielu na rynku, są zjawiskami jeszcze bardziej przelotnymi niż polscy lektorzy. No, ale mają to, czego brakuje Polakom (oprócz oczywistej zalety rodzimego użytkownika języka). Są wyluzowani, pozytywni, uśmiechnięci i bezpośredni. Oferują także kontakt z kulturą i innym sposobem myślenia, inną mentalnością. Są powiewem świeżości w naszej trochę zatęchłej rodzimej atmosferze. Ja rozumiem, dlaczego ludzie ich wolą. 

Szkoły organizują często zajęcia w teamie polski lektor i native speaker. No cóż, niewątpliwie to większa różnorodność, ale i większy bałagan. Sama wiem, jak czasami trudno było się dogadać kto, co robi i jakie są role.

I na koniec brzydka prawda. Oczywiście szkoły będą cie zapewniać, że zatrudniają najlepszych, najlepiej wykwalifikowanych lektorów. Coś ci powiem: ci najlepsi są za drodzy, żeby szkoły mogły walczyć o klienta na bardzo konkurencyjnym rynku. Trzeba ciąć koszty, żeby tobie zaoferować dobrą cenę. Ci najlepsi mają też wymagania i zajęcia gdzie indziej, więc trzeba pod nich ustawiać grafiki. Szkół na nich nie stać. Łatwiej jest zatrudnić osobę dwa lata po studiach. Stawka niższa i mniejszy kłopot.

Tak więc twój lektor to zmienna "x" , a "y" to będzie twoja grupa.

CDN  jutro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz