czwartek, 22 lutego 2018

Kilka słów o skorupiaku

Muszę to z siebie wyrzucić.

Ironia ironii polega na tym, że ja dobrych kilka razy ciągałam kompletnie bez sensu tego kota do weterynarzy, bo coś jej wymacałam... Miałam od początku z nią rako-obsesję (a jakoś z Pusiastą nie). Raz to był tłuszczak (usunięty), potem odczyn po źle podanej insulinie w początkach naszej walki z cukrzycą, potem złamany ogonek, który nagle wydał mi się guzem, wreszcie kolejny tłuszczak. A tym razem jakoś wcale raka nie wietrzyłam i nawet jak już padła sugestia pobrania próbki, ja zaprotestowałam, że przecież jest lepiej, goi się, tylko Prosiak to rozdrapuje.  I postanowiłam czekać. Na szczęście po czterech dniach odzyskałam rozum i mój rako-radar zaczął działać. 

Wierzcie mi, mam całą kolekcję zdjęć tej łapy robionych codziennie, które pokazywałam wielu osobom i wszyscy byli zdania, że wygląda to lepiej.... Nieprawdopodobna ślepota moja.

Właściwie to Prosiaczek sam sobie zawdzięcza, że potoczyło się to tak, jak się potoczyło. Bo dobrała się do tej łapy mimo kołnierza, co zmusiło mnie do wizyty w klinice. Ja bym jeszcze czekała. Tymczasem jak nasza pani vet to zobaczyła, po raz pierwszy padło nieprzyjemne słowo i sugestia histopatologii. 

Powiem teraz tak, cokolwiek pojawi się na skórze mojego zwierzaka, uprę się jak dziki osioł od razu na pobranie próbki.  Nawet jeśli mam robić z siebie kocią histeryczkę. Bo nie ma żartów z tym świństwem.

Jestem naprawdę na siebie zła, bo ja tą zmianę znalazłam w grudniu. Maleńką. Takie nic. Trochę spuchnięty opuszek. No i pognałam do weta... No i wyszło, że zapalenie pazmocytarne... 

Gdybyśmy od razu wtedy pobrały wycinek, Prosiaczek miałby lepsze szanse. Łapę by pewnie i tak stracił. Ale przechowałyśmy się z paskudztwem dwa miesiące, lecząc co innego. A to-to mogło się już zacząć siać (ponoć wolno i rzadko, daje raczej wznowy miejscowe). 

Ten rak jest związany z promieniowaniem UV i pojawia się zwykle na głowie, uszach, nosie. Wtedy jest problem z wycięciem z odpowiednim marginesem (uszy można też amputować). Tłumaczę sobie, że pół łapy to naprawdę duży margines... 

Białe koty są szczególnie narażone (proszę mnie nie pytać, co to ma wspólnego z łapą Prosiakową, która, owszem, jest różowa, ale ze słońcem miała styczność prawie żadną; z rakiem jest tak, że nie ma odpowiedzi "dlaczego". Nie-palacz może mieć raka płuc i tak dalej). Piszę to w celach edukacyjnych. Jeśli zauważycie cokolwiek na głowie, uszach, nosie, skroniach, powiecie, skórze kota, co się nie goi przez 2 tygodnie, fruuu do weta i na histopatologię, cokolwiek by wam mówiono. To-to przynajmniej widać. Nie rośnie w środku. Rak kolczystokomórkowy to częsta przypadłość. Także ludzi.

A przy okazji, białe koty nie powinny przebywać na słońcu. Każde poparzenie zwiększa szanse złośliwych mutacji. Moje koty nie wychodzą, przebywały tylko na loggii, gdzie słońce jest może trzy godzinny dziennie. Mało tego, jak widziałam, ze śpią na słońcu, wieszałam nad nimi coś na sznurku, żeby dawało cień. Macie pojęcie? Ale o łapach być może nie myślałam, tylko o białych uszach cukrzyka, kłutych trzy razy dziennie....

FUCK.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz