niedziela, 12 listopada 2017

Dlaczego... - problem z mówieniem


Nawet jeśli ktoś uczy się od dawna i umie dość dużo, zawsze, ma problem z wypowiadaniem się na najprostsze tematy.
Z czego to wynika?
Po pierwsze wynika to z tego, że my tu w Polsce jesteśmy jacyś wiecznie pospinani, skrępowani. Strasznie dbamy o pozory, o to, jak nas widzą inni.  Obcinamy się, krępujemy, blokujemy. Wstydzimy się, czujemy się oceniani, a tak naprawdę oceniamy się sami.     
Ludzie z innych krajów tak nie mają. Są dużo bardziej wyluzowani i naturalni. W programach telewizyjnych w oryginalnej wersji, angielskiej lub amerykańskiej, ludzie zachowują się, jakby kamery nie było. Są sobą. Nie trzeba im pisać tekstu, nie jąkają się, ani nie wdzięczą, mówią swobodnie i naturalnie. Te same programy na licencji w Polsce to jest jakaś masakra. Sztywni, jakby połknęli kij, „zwykli ludzie” recytują wyuczone wcześniej kwestie.
Z czego to wynika? Nie sądzę, że to jest zapisane w genach. To jest raczej kwestia wczesnego treningu. Przede wszystkim polska szkoła, gdzie wciąż pokutują regułki i uczenie się na pamięć. Uczniowie nie są szkoleni, jak wyrażać poglądy, dyskutować, formułować argumenty. Wręcz przeciwnie, swobodne wypowiedzi są ograniczane. Podobnie bywa niestety na studiach, muszę przyznać, ze ja sama pamiętam zajęcia polegające ma monologach prowadzącego bez jakiejkolwiek próby aktywizowania grupy. Tymczasem częścią anglosaskiego programu nauczania są debaty. Uczniowie dostają temat, podzieleni są na dwie grupy i bez względu na ich faktyczne poglądy, mają przygotować argumenty za albo przeciw i przygotować się do obalenia argumentów strony przeciwnej. I te debaty są publiczne, słucha klasa czy szkoła.
No więc ludzie, którzy przychodzą do mnie, są skrępowani i zamknięci. Wolą wypowiedzieć proste zdanie niż podjąć ryzyko i powiedzieć coś więcej. Nie chcą wyjść poza swoją strefę komfortu. Gorzej, jeszcze, pierwsze zwykle, co słyszę, kiedy proszę, aby opowiedzieli coś o sobie i swoim doświadczeniu z językiem, to „my English is not good”. Oceniają się negatywnie, wątpią w swoje umiejętność, a czasami umieją całkiem sporo. Koncentrują się na swoich niedostatkach. Kiedy pod koniec pierwszego spotkania, w ramach diagnozy i podsumowania, staram się wskazać ich mocne strony i przekonać, żeby docenili swoje już nabyte umiejętności, mam wrażenie, że sama tracę punkty w ich oczach, bo pewnie nie jestem dostatecznie wymagająca.
To jest duży problem. Brak wiary w siebie. Spróbujcie docenić, to co już potraficie. Bądźcie pozytywni. Takie problemy, jak wy, mają wszyscy. Pozwólcie sobie popełniać błędy.
 Ale jest coś jeszcze. Polskie społeczeństwo jest bardzo jednolite. Wszyscy mówimy standardowym polskim. Nie mamy nie tylko emigrantów i mniejszości, ale nawet dialektów i odmian regionalnych (da się wyliczyć drobne różnice w słownictwie, typu sagan i czajnik). Wychowanie w wielojęzycznym społeczeństwie jest bardzo ważne dla rozwinięcia zdolności językowych. Wystawieni na mnogość języków, słysząc cudzoziemców próbujących mówić w naszym języku, ćwiczymy mózg i ucho. Anglosasi, którzy są beznadziejni w nauce języków z innego powodu (nie chce im się chcieć, skoro wszyscy mówią po angielsku), na co dzień słyszą ludzi z różnych krajów i grup mniejszościowych posługujących się ich językiem. Mają też w angielskim mnogość dialektów i po wymowie mogą poznać, skąd rozmówca pochodzi. Tego typu językowe środowisko jest czymś zupełnie innych od homogenicznego środowiska w Polsce.
Z tym związana jest niewielka ilość okazji do rozmowy po angielsku w Polsce. Aczkolwiek angielski jest dzisiaj nieodzowny na rynku pracy  i aby skutecznie funkcjonować w życiu, rozumieć świat dookoła i wyjeżdżać na wakacje, tu w Polsce mamy stosunkowo niewiele realnych sytuacji, aby go ćwiczyć w rozmowie.  Pomaga, jeśli w, pracuje się w międzynarodowym środowisku, obsługuje klienta za granicą,  ale to dotyczy zwykle zrutynizowanego języka zawodowego i powtarzalnych sytuacji. Dużo lepiej, jeśli mamy okazję komunikować się w potocznych i naturalnych sytuacjach, kiedy spotykamy kogoś w pubie, na ulicy, dzielimy wynajmowane mieszkanie z cudzoziemcem itd. Ale zgódźmy się, że chociaż obecnie w Polsce mieszka i pracuje coraz więcej cudzoziemców z Europy Zachodniej, niewielu z nas doświadcza na co dzień możliwości rozmowy z nimi. A nawet jeżeli, ludzie raczej unikają takich sytuacji, no właśnie, z powodów, o których pisałam wyżej. Nie chcę wchodzić w żadne drażliwe politycznie tematy, ale prawda jest taka, że gdyby Polska była krajem multikulturowym, albo chociaż gdybyśmy my mieli tu jakieś realne mniejszości, czy tylko odmiany regionalne nawet naszego języka, ludziom dużo łatwiej przychodziłoby mówienie w języku obcym.
Zobaczmy, jak reagujemy słysząc cudzoziemców próbujących mówić po polsku. Śmieszy nas ich nieporadność i koślawe konstrukcje. Tzn., zwykle cieszymy się, że próbują, ale jakoś niechcący, nie możemy opanować uśmiechu i bierzemy się za poprawianie. Dlaczego? Może dlatego, że to nie są sytuacje częste, więc kaleczony polski zawsze brzmi dziwnie i zabawnie. Być może dlatego wydaje nam się, że brzmimy dokładnie tak samo dla Anglosasów czy cudzoziemców w ogóle. Że się będą śmiać, oceniać itd. Nie. Otóż nie. Dla nich kulawy angielski to absolutna norma. W Wielkiej Brytanii albo w Stanach są miliony imigrantów, grup etnicznych, wreszcie turystów. Angielskim mówi się na tysiąc sto sposób, z różnym akcentem, także silnym narodowym, ludzie mówią z błędami, przekręcają, mają problemy w ogóle z mówieniem, ich umiejętności językowe są bardzo ograniczone, a jednak funkcjonują w brytyjskiej rzeczywistości, mają pracę, załatwiają sprawy. Normalne. Rodowity Anglik jest do tego przyzwyczajony. Jakoś nie parska śmiechem, ani raczej nie bierze się za poprawianie. Anglicy i Amerykanie nie będą cię poprawiać, no chyba, ze jest już tak źle, że trudno ustalić o co chodzi. Przeciwnie, będą chwalić twój angielski.
Wszyscy narzekają na problemy z mówieniem i równocześnie nie chcą rozmawiać. Ludzie przychodzący do mnie na konwersacje nie potrafią wyjść poza najkrótsze odpowiedzi. Mam wrażenie, jakbym musiała wyciągać każdy kawałek informacji. Podstawą sukcesu w nauce języka i praktycznego posługiwania się nim jest chęć do rozmowy. I tu, niestety, dużo łatwiej mają osoby otwarte, gadatliwe z natury. Osoby zamknięte w sobie stanowią prawdziwe wyzwanie.
Jeśli przychodzisz na konwersacje, musisz wyjść na spotkanie. Jak mam z tobą rozmawiać, skoro chowasz się i uciekasz. Nie ma tu nikogo, tylko ja i ty. Nie ma publiczności, grupy nikt cię nie ocenia. Jesteś w bezpiecznym środowisku. Ja cię nie oceniam. Czasami to tylko początkowa bariera, kwestia oswojenia się ze mną i sytuacją, czasami jednak jest to kwestia osobowości. Niestety, nie mam żadnej recepty dla osób zamkniętych w sobie i małomównych. Musisz próbować. Wyjść ze skorupy. Żeby nauczyć się mówić, trzeba mówić. Ćwiczyć. Podejmować ryzyko.

Nie bój się błędów, nie bój się ryzykować. Odpuść. Wyluzuj. Mów. I uwierz w siebie. Uwierz we mnie. Jeśli cię chwalę, to znaczy, że faktycznie na to zasługujesz. Koncentruj się na tym, co pozytywne i na tym, co już potrafisz. Doceniaj swoje osiągnięcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz